Chorowanie w Azji No i się doigrałam. Padłszy ofiarą dwóch gentlemanów na motorze, siedzę w Melace o dwa miesiące dłużej niż zakładaliśmy, zrastając obojczyk poturbowany po tym, jak rzeczeni gentlemani…
To musi być kraj ultramaratończyków. Długodystansowców. Niestrudzonych piechurów. Mieszkańcy jednej, drugiej, piątej, siódmej miejscowości pytali nas skąd jesteśmy i czy idziemy stamtąd pieszkom.
Jest ciepła, radosna, roztańczona i pijana młodym winem. Uśmiecha się wtedy, kiedy innych dopada złość, czy melancholia, lubi jeść świeże grillowane sardynki, nie śpi, gdy inni śpią, a piwo zagryza…
CHRRROAAAARRRR WRYYYYCHRRRYRR GRYYCHRRRHYYY!!! Z lekkim niepokojem rozejrzałam się dookoła. Nikt nikogo nie mordował. Nikt nie próbował odpalić czterdziestoletniej łady. Nikt nie rozpoczynał świniobicia. BUUURRRRRZCHRRRRYYYR!!! Spojrzałam w górę. Bingo. Na gałęzi…
Północ. Dotarliśmy na miejsce, do Karabük. Kierowca kupił nam na odchodne turecką herbatę i po lodzie na patyku, więc z podniesionym morale ruszyliśmy na poszukiwania miejsca noclegowego.