Zero waste w podróży – jak przez przypadek zostałam eko-podróżniczką
Wszystko zaczęło się bardzo subtelnie.
Kompletnie bez studiowania sposobów na zero waste w podróży. Wyjechaliśmy sobie na długie wakacje, które z racji swojej kilkuletności musiały być bardzo niskokosztowe. To nam nie przeszkadzało nic a nic, bo ja bardzo lubię jeździć stopem, Piotrek też, pod warunkiem, że to ja prowadzę smalltalk z kierowcą. A Piotrek z kolei bardzo lubi mieszkać w namiocie, a ja też, pod warunkiem, że to Piotrek pompuje moją matę, szczególnie, jak nie mamy pompki.
Że nie mieliśmy budżetu na zachcianki i pamiątki? Przecież i tak byśmy ich nie pomieścili do plecaków, szczególnie, że te po kilkunastu miesiącach codziennego a intensywnego użytkowania zaczęły pękać (w szwach i nie tylko) same z siebie. A kiedy nasze spodnie i koszulki zaczęły mieć więcej dziur niż materiału oryginalnego, to je cerowaliśmy. Nigdy nie wyrzucaliśmy jedzenia, bo niby czemu.
O tym, że zostałam naczelnym zero waste’owcem narodu dowiedziałam się, kiedy przeglądając blogi wpadłam na poradniki:
Jak być bardziej zero waste w podróży
I tak, postanowiłam sobie i Piotrkowi przyznać bardzo ekologiczny medal z kartofla zawieszony na lnianym sznureczku za następujące rzeczy, na które oczywiście, że się zdecydowaliśmy przez świadomość ekologiczną, a nie dlatego, że byliśmy poszukującymi przygody sknerami:
Jeżdżenie niemal wyłącznie autostopem przez 2,5 roku
Przecież my z tego mamy tyle bonusowych punktów u Zarządcy Śladu Węglowego, że już do końca życia możemy latać wszędzie prywatnym helikopterem!
Naprawianie wszystkiego do skutku bądź do ostatecznego rozpadnięcia
Historię palnika już znacie, plecaki to nam Piotrek praktycznie uszył na nowo, a namiot składa się w 1/3 z innych namiotów znalezionych gdzieś na trasie.
Zbieranie cudzych śmieci
Ale nie że z siatką po lesie (chociaż to czasami też) – my tym śmieciom dawaliśmy nowe życie! Calutkie wyposażenie Buraka kosztowało nas równo 13$, z czego 2 zapłaciłam za śpiwór, 1 za materiały na sufit i okna, oba w szmateksie, a resztę za używane przybory kuchenne. Materac, lodówka, poduszki, szafki, drewno i cała reszta – wszystko uratowaliśmy przed smutną śmiercią na ulicach Los Angeles.
Niekupowanie ubrań
I cerowanie starych do zdarcia. Kiedy po dwóch latach pierwszy raz kupiłam w Costco sześciopak majtek, poczułam się, jak Julia Roberts na Rodeo Drive.
Oddawanie nieużywanych rzeczy
Muszę przyznać, że sytuacje, w których coś, czego już nie potrzebowaliśmy, nadawało się jeszcze do użytku, były rzadkością, ale jak już się zdarzały, to trafiały w potrzebujące ręce.
Niewyrzucanie żadnego jedzenia
Mało tego, dojadanie wyrzuconego jedzenia. Bo wiecie, przemieszczenie się z Timoru Wschodniego, jednego z najgłodniejszych krajów świata, do Australii, gdzie obiad z wczoraj już jest stary, pokazało mi skalę marnowania pożywienia bardzo dobitnie.
Unikanie samolotów i pływanie jachtostopem
Stety-niestety nasz pierwotny plan, jakim było objechanie świata dookoła bez użycia samolotów nie do końca wypalił, ale lataliśmy tylko wtedy, kiedy wszystkie inne opcje zawiodły. Daję nam takie mocne 4 😉.
Korzystanie z kosmetyków ekologicznych
No i znowu podeszłam do sprawy od bardzo nie zero-waste’owej strony, bo zamiast szukać kosmetyków niekrzywdzących środowiska, szukałam takich, które nie będą krzywdzić mojej skóry. A w szarym mydle praliśmy dlatego, że najtańsze…
Niekupowanie pamiątek
To mnie akurat średnio cieszy, bo ta turecka ceramika, uzbecki płaszczyk, timorskie kosze i indiańska biżuteria śnią mi się do tej pory i wołają do mnie z dala. Większość pamiątek, które przywieźliśmy, to prezenty (wielki sweter ze znajomej owcy od Kena, pudełko po cygarach od Tony’ego, naszego kubańskiego hosta, turkmeńska bransoletka, czy rolka zapisana chińską kaligrafią od pana Poety), sami zaopatrzaliśmy się w pamiątki lekkie (Piotrek zbiera etykiety z piwa, ja wysyłałam mamie kartki z każdego odwiedzonego kraju). Jedyna ekstrawagancja, która cieszy nas aktualnie po kilka razy dziennie to cudny, ogromny, żółty tybetański czajnik. Tak, dobrze zrozumieliście, wiozłam w plecaku 2 kg emaliowanej stali. Wysłaliśmy go do domu z Wietnamu.
Niekupowanie wody butelkowanej
Wiwat LifeStraw! To jest taki fajny filtr, że można przez niego pić nawet wodę z kongijskiej kałuży. Nie próbowałam, może dlatego, że nie byłam w Kongo, ale niech nienaganny stan mojej flory bakteryjnej oraz idealny poziom nawodnienia organizmu stanowią poręczenie.
Zaopatrzenie się w kubki wielokrotnego użytku
Podobno nie jest się porządnym zero-waste’owcem, jeżeli nie ma się własnego kubka na kawę. Nie mieliśmy tego problemu przez większość podróży, bo rzadko było nas stać na kawę, ale jak już zamieszkaliśmy w kamperze, tym samym awansując z prekariatu na klasę robotniczą, to świętowaliśmy zakupem dwóch kubków i kilograma kawy.
Kupowanie raz a porządnie
No bo jak inaczej można wyjaśnić fakt, że prawie cały sprzęt, który kupiliśmy przed podróżą nadal nadaje się do użytku? Nasze buty, maty, palnik i namiot tanie nie były, ale to fajne uczucie, że nie produkujemy nowej pary wywalonych butów co kilka miesięcy.
Rozsądne podejście do jedzenie mięsa
Daleka jestem od stwierdzenia, że wegetarianizm to jedyna słuszna droga – sama nie jem mięsa, bo mi nie smakuje, a u Piotrka bardzo cenię to, że żadna (ŻADNA) zwierzęca część ciała nie jest mu obca. Skoro zwierzę dokonało żywota, żeby wylądować na talerzu, najlepsze co można zrobić, to go nie wyrzucić. No i nie jestem specjalistką, ale podobno każdy kawałek mięcha da się świetnie przygotować, nawet wątróbkę 😉
Żeby nie było, że się tylko przechwalam, wyznam Wam też moje eko-grzechy, bo kilka ich było…
Grzechy przeciw zero waste w podróży
Produkcja śmieci
Z przerażeniem patrzę na ilość odpadów, które produkuję, nawet podczas krótkiego kampingu. Starałam się je ograniczać, ale w pojedynku wygoda vs ekologia wygrywała zazwyczaj ta pierwsza. No i dalej nie wiem, jak kupować pożywienie do własnych pojemników, kiedy mieszkam w plecaku i bez lodówki…
3 loty w ciągu 2 dni
Ajajaj! Jak nam się przez całą podróż udawało unikać samolotów, tak przy deportacji zaliczyliśmy trzy loty w półtorej doby. Nie żeby to była tak zupełnie nasza wina, ale trochę niesmaku jest…
Niema zgoda na wywalanie śmieci do oceanu
Nasze serca krwawiły. Oczyma wyobraźni widziałam, jak cała ławica ryb pada zatruta farbą z puszek i butelek, które nasz niestabilny i wysoce naalkoholizowany kapitan wyrzucał za burtę. No i co, nie odezwę się przecież… A buty i butelki, które obserwowałam zza burty przez cały Atlantyk, mi o tym przypominały.
Recykling
Fakt, że do większości krajów, które odwiedzaliśmy idea segregowania śmieci jeszcze nie dotarła, ale w pozostałych na pewno mogliśmy robić lepszą robotę.
Kupowanie taniego jedzenia
Wiecie, ja bym szalenie chciała kupować rzeczy bio i eko, i w biodegradowalnych opakowaniach, i wyprodukowane w sposób zrównoważony, ale wtedy zamiast trzech lat podróżowalibyśmy 3 miesiące.
Korzystanie z siatek foliowych w Azji
Nie, nie woziłam ze sobą płóciennej torby na zakupy. Teraz towarzyszy mi zawsze, no a z tych woreczków korzystałam tak długo, aż nie popękały, ale swój wkład w mordowanie żółwi mam.
I wiecie co, tak mi się wydawało, że zero waste w podróży poszło nam całkiem nieźle, a potem się przeprowadziliśmy do domu, zabraliśmy się za remont i domeblowywanie mieszkania. Kanapa zniosła naszą rozłąkę bardzo źle i już poważnie myślała o przejściu na zasłużony spoczynek wieczny, a Piotrek na to:
Otapicerował ją na nowo, z reszty gąbki i materiału zrobiliśmy pufy, stary słupek dostał nową okleinę i lifting szuflad, w doniczkach zaczynają nam wyrastać cytrynki i awokado posadzone z pestek, niepotrzebne rzeczy oddałam na Śmieciarce – facebook’owej grupie dającej czyimś gratom nowe życie. Myślę, że stacjonarne zero-waste też nam zaczyna nieźle wychodzić 😉.
A jak u Was z ekologią? Czujecie zew dbania o środowisko? Macie swoje triki na zero waste w podróży i stacjonarnie? I też myślicie, że małe kroczki, które wynikają z nas samych mogą długoterminowo być dużo fajniejsze i skuteczniejsze niż rzucanie się na najgłębsze zero-waste’owe wody?
11 komentarzy
Sebastian
Można także użyć samochodów do relokacji, które wypożyczalnie samochodów udostępniają na portalu relocer prawie za darmo i zwykle z paliwem gratis. W ten sposób zamiast transportować auta ciężarówkami i przepalać niepotrzebnie paliwo, wypożyczalnie udostępniają swoje pojazdy osobom podróżującym w tym samym kierunku w duchu Zero Waste.
Asia
Jestem pod wrażeniem :), my aż tacy dobrzy w tym nie jesteśmy 😉
Ania | born2travel
Nie jesteśmy pod tym względem idealni, jednak staramy się, jak możemy 😉 Raczej nie marnujemy jedzenia, segregujemy śmieci, a jak coś się zepsuje, to staramy się w pierwszej kolejności to naprawić, zamiast wyrzucać. Nie raz zbieraliśmy też cudze śmieci podczas spaceru po plaży czy lesie… Mamy też z pewnością na koncie kilka grzeszków przeciw zero waste w podróży… Ale tak, jak wspomniałaś na końcu – liczą się małe kroczki! Jakby każdy z nas choć odrobinę starał się zmienić swoje zachowania czy nawyki, to wspólnie zrobilibyśmy wiele dobrego dla świata 🙂
Hania, kierownik wycieczki
3x tak! No właśnie, grzeszki ma każdy, ale już sama świadomość, co jest grzeszkiem i jak go w przyszłości można uniknąć jest pomocna 🙂 I kudoz za naprawianie wszystkiego!
Maryla
Super! Kazdy powienien tak podrozowac!
antekwpodrozy.pl
Orientujesz się może na ile starcza taki filtr?
Hania, kierownik wycieczki
Starcza na tysiąc litrów wody, ale na szczęście nie trzeba tego liczyć, bo sam się zatka pod koniec przydatności
Przekraczając granice - Renia i Mikołaj
No przyznamy, że jesteśmy pod wrażeniem. Staramy się uważać, na to co robimy, ale przebijasz nas chyba pod każdym względem. Gratulujemy Ci wytrwałości w takim sposobie życia.
Hania, kierownik wycieczki
Oj, (rumieni się) na pewno nie! Grunt to być świadomym i starającym się 🙂
MagdaM
Czekałam na ten wpis 😉 I jak zwykle się nie zawiodłam! Potraktowałaś temat po swojemu, bez wymądrzania i wydumania, zupełnie inaczej niż większość, którą czytałam do tej pory. Tak po prostu, po Haniowemu, brawo!
Ja mam patent np na ciuchy- pakuję co mi zbywa i znoszę na zajęcia kawiarenki albo do pracy-dziewczyny zawsze coś biorą;) to działa w obie strony, w sklepach dla ludzi (czyli nie second tańcach albo od dziewczyn) kupuję właściwie tylko bieliznę. A ubrania szyję z tkanin kupionych właśnie na ciuchu;)
Hania, kierownik wycieczki
Strasznie, strasznie mi miło! Dzięki, bardzo mnie ucieszył Twój komentarz 🙂
A Twoje patenty są bardzo inspirujące!