Boże Narodzenie na świecie: po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci!
Ok, niby mamy już niemałe doświadczenie w świętowaniu ważnych uroczystości przez skype’a, wszak z kamerką w laptopie objechaliśmy kilkanaście wigilii (co się będziemy ograniczać?!) i tańcowaliśmy na dwóch weselach, ale DZIĘKUJEMY BARDZO, JUŻ WYSTARCZY, bo to jednak miło by było się zobaczyć ze wszystkimi i nie musieć tej szóstej osoby chować pod stołem. Chodźcie, opowiem Wam trochę o tym, jak spędzaliśmy Boże Narodzenie na świecie, gdzieś tam hen. Jak już święta były ograniczone osobowo, to może chociaż je sobie trochę przedłużymy i otulimy podróżniczą kołderką?
Boże Narodzenie na świecie hen, 2016. Jalalabad, Kirgistan
To była nasza najbardziej pracowita wigilia życia. Od dwóch tygodni gościliśmy u polsko-kazachskich misjonarzy, pomagając w ich codziennym życiu, które polegało na pomaganiu w codziennym życiu okolicznym zainteresowanym, a tych nie brakowało. Jak tam trafiliśmy? Jak zawsze – zupełnym przypadkiem. Po pół roku bujania się po Kaukazie i Iranie westchnęło nam się, że może miło by było znaleźć trochę Polski i tradycji na święta.
Chwilę później guglałam Polskę i tradycję w Kirgistanie, a te przyjęły nas z otwartymi ramionami.
Tego dnia, zaraz po tym jak o. Adam skończył poranną mszę i usmażył wieżę naleśników dla parafian, przyszło 15 Hindusów omotanych sari i w sandałach, prosząc o mszę. Hindusi zawsze przychodzili na mszę wtedy, kiedy jej wcale nie miało być. Hindusi zawsze przychodzili w sari i sandałach, mając w poważaniu warunki atmosferyczne panujące w grudniu w Kirgistanie.
Skończywszy strojenie licznych choinek i pakowanie tuzinów upominków, Piotrek zabrał się za lepienie uszek do ugotowanego uprzednio barszczu, ja zabrałam się za pieczenie najlepszego piernika świata, a następnie oboje zabraliśmy się za negocjacje z Witalikiem i Kolą, najczęstszymi bywalcami misji. Panowie w mocno bożonarodzeniowych nastrojach, z szerokimi uśmiechami ujawniającymi depresyjność uzębienia, bardzo chcieli zacząć świętować przed czasem. Stan upojenia Witalika najłatwiej można było poznać po tym, że kiedy był pijany, udowadniał swoją trzeźwość robiąc pompki. Stan upojenia Koli można było poznać po głębi jego myśli filozoficznej, wykładanej nam w połowie po rosyjsku, w połowie po kirgisku.
Kolejne wizyty przyniosły więcej radości: nadciągnęły posiłki pod postacią Swiety, Nadii i Ludy z hurtowymi ilościami mandarynek i cukierków. Dziewczyny w bojowych nastrojach zabrały się do nakrywania przestawionych przez Piotra i o. Adama stołów, w końcu szykowała się wigilia na 60 osób.
Drzwi do malutkiej kaplicy ledwie się domknęły. Debiutując jako organistka, zaintonowałam Cichą noc, wyuczywszy się wcześniej dwóch pierwszych linijek po rosyjsku. Piotr wymknął się przed końcem pasterki, żeby dać czadu jako Mikołaj, świetnie opanowawszy po rosyjsku pytanie, czy delikwent był grzeczny w tym roku i czy potrafi powiedzieć jakiś wierszyk.
Kiedy całe zgromadzenie się rozeszło, Piotrek pozbył się sztucznej brody, o. Adam skończył zmywać, a ja dojadłam uszka. Kilka minut przed północą o. Josef wrócił z objazdu po wioskach rozrzuconych po całym południu Kirgistanu. Wtedy pierwszy raz od dwóch tygodni zobaczyliśmy, jak zjadł coś na siedząco.
Boże Narodzenie na świecie hen, 2017. Dili, Timor Wschodni
Ach, to był ten moment, że tęsknota za komfortowymi warunkami dopadła nas równie mocno, co tęsknota za tradycyjnymi świętami z bliskimi! Wymaltretowani walką o suche miejsce na namiot i noszeniem beczkowozu wody pitnej na plecach przez całą Indonezję przekraczaliśmy granicę kraju, o którym nikt nigdy nie mówi, wierząc, że odnajdziemy tam swój kawałek raju, najchętniej takiego z własną lodówką, bieżącą wodą i klimatyzacją. Koniecznie z klimatyzacją!
Housesitting w cudnej willi otoczonej gajem mango i wyposażonej we wszystkie te udogodnienia plus dwa koty spadł nam z nieba! Że w Timorze nie ma buraków? No cóż, będzie pomidorowa. Że portugalskie pasteis de nata w miejsce pierników i serników? Możemy z tym żyć. I że dorsz i łosoś zamiast karpia? To nawet lepiej, czy ktoś tak naprawdę lubi karpia?!
Pierwszy raz od nawetniewiadomoilumiesięcy byliśmy sami. Serio, nie mogłabym bardziej doceniać ludzkiej dobroci, hojności i gościnności i kocham ludzi… ale nie codziennie. Nadszedł ten moment, że chciałam – i mogłam – doceniać i kochać ciszę, spokój, wygodę, Piotrka, plażę z rafą koralową w zasięgu spaceru i koty w pakiecie.
Na pasterkę przyszła cała wieś, drogę wyznaczały pstrokato udekorowane, bardzo smutne choinki. Timorskie kobiety, wszystkie w butach za dużych o dwa do trzech rozmiarów, i kolorowych garsonkach i weselnych sukienkach przybyłych do lokalnych second handów z Portugalii w paczkach pomocowych dumnie zajmowały pierwsze ławy. W tym samym czasie ekspaci przyjeżdżający do Timoru do pracy „w trudnych warunkach” spotykali się na wielkie uczty zakrapiane importowanym alkoholem i umawiali się na nurkowe eskapady na następny dzień.
To były trzy skrajnie różne Boże Narodzenia jakimś cudem upchnięte w jednym grudniu.
Boże Narodzenie na świecie hen, 2018. Crystal River, Floryda, USA
Przygotowania do uczty w kamperze Buraku trwały w najlepsze: z lubością daliśmy się rozpieszczać okolicznym sklepom wyborem dostępnych dań i składników i szaleliśmy z barszczykiem z uszkami, z krokietami z kapustą (KISZONĄ!) i grzybami oraz całym arsenałem bawarskich pierniczków. Dodatkowe miejsce dla utrudzonego wędrowca stało gotowe, ale tylu gości na wigilii nie mogliśmy się spodziewać!
Koło kampera przedreptała para żurawi z wysoko uniesionymi głowami. Na łące pasła się chmara lokalnych, bardzo niefotogenicznych bocianów[1]. Druty napięcia na pobliskich słupach okupywała gromada małych, tęczowych ptaszków, co jeden, to inny i bardziej kolorowy. Szop pracz regularnie sprawdzał, czy na ziemi nie pojawiło się coś interesującego, a w krzakach najpewniej wylegiwał się aligator, ale dał się poznać dopiero następnego dnia. Te wszystkie spotkania nawet bez migoczącej choinki, śniegu i cynamonowo-pomarańczowego aromatu roznoszącego się po domu stworzyły nam atmosferę najbardziej niezwykłego świątecznego cudu, a wisienka na tym piernikowym torcie nastąpiła już chwilę wcześniej, bo w sam wigilijny poranek (no, późny poranek).
Christmas miracle w wydaniu manacim
Crystal River i okolice Three Sisters Springs oraz Hunters Spring to jedyne miejsce w Stanach, gdzie można legalnie i bezpiecznie poobserwować manaty[1] z bliska i w wodzie – no, od razu wiedziałam, że się tam pakujemy! Co prawda za zorganizowany snorkelling z manatami płaci się 60$, ale w końcu to nie zoo! Zaciskamy mocno kciuki, może bez wycieczki też się uda? Zresztą, na miejsce dotarliśmy w dzień, kiedy zawodowi zaklinacze manatów i tak nie pracują, za późno, jak na manatowe preferencje, a na dodatek – bez sprzętu do snorkellingu.
Wskoczyliśmy do wody i liczyliśmy na cud, a ten… się wydarzył. Christmas miracle jak się patrzy! Od razu podpłynął do nas miejscowy dobrodziej, wskazał na cień w wodzie i… pożyczył maski i rurki! Manat Wojtek początkowo podszedł do nas z rezerwą, ale jak go zaprosiliśmy na uszka i pierniki to od razu przybił piątkę, no i to dodatkowe miejsce przy wigilijnym stole dedykowaliśmy właśnie jemu.
Święta na świecie, czy tylko w Polsce?
Opowiedzcie mi o swoich – najfajniejszych, najdziwniejszych, najbardziej nieoczekiwanych wigiliach!
[1] Takie piękne morskie krówki, opowiem Wam o nich więcej niedługo 😊
10 komentarzy
FOTO podróze BPE
ależ macie co wspominać ……. ja akurat na Boże Narodzenie nigdy nie opuszczałam kraju – choć uwielbiam wyjazdowe święta, ale te nasze ……. po tegorocznych spędzonych w najbliższym gronie – stwierdzam, że jedyne co jest ważne w tym okresie, to aby było nas jak najwięcej – najbliższych , a najmniej ważne jest to co na stole ……
Hania, kierownik wycieczki
Pięknie powiedziane! Chociaż musiałabym się zastanowić, czy bym kogoś z dalszej rodziny nie sprzedała za barszcz z uszkami 😉
Karolina Paduszyńska
Zawsze zastanawiam się jak to jest spędzać Boże Narodzenie za granicą. Ten wpis odpowiedział mi na to pytanie. Chyba najbardziej chciałabym spędzić kiedyś ten czas w Stanach. Może kiedyś się uda 🙂 Ja zaraz po Świętach zawsze wyruszam w Tatr. Można tam poczuć fajny poświąteczny klimat.
Hania, kierownik wycieczki
Trzymam kciuki, żeby się udało! Te sąsiedzkie konkursy na najbardziej świecący ogródek naprawdę robią wrażenie 😀
Nasz Mały Świat
Oj, mam nadzieję, że kiedyś z synkiem będziemy święta spędzać w różnych częściach świata. Może nie każde, ale fajnie byłoby parę razy. No my to mniej oryginalni, bo raptem Polska, Japonia, no i teraz Islandia 😀
Hania, kierownik wycieczki
No faktycznie, święta w Japonii i Islandii – nuuuuda :D! Ależ to musi być magiczne, jak w wigilię niebo rozbłyska zorzą!
antekwpodrozy.pl
Widzę bogate doświadczenia z różnych stron świata 🙂
Joanna Lisowska
No cóż, najbardziej nieoczekiwana jest obecna, gdyż parę dni przed nią okazało się, że mamy w rodzinie TEGO wirusa i święta były pod hasłem kwarantanna i zamknięci na 3 spusty:( Ale to powoli mija, więc damy radę! Inną i jedyną, poza tą niespodziewaną, była Wigilia na Dominikanie 2 lata temu. Dziwnie tak w ciepłym kraju spędzać, ale Mikołaj nas odnalazł a z rodziną widzieliśmy się online:) I choinki w stylu dominikańskim również extra sprawa!
Hania, kierownik wycieczki
Ooooj, mam nadzieję, że mimo wszystko mieliście ciepło, radość, siebie i pierniczki 🙂
windmillshunter
Moje pierwsze święta w Anglii…przyleciałam z dziećmi 15 grudnia, a nasze paczki łącznie z meblami dotarły w styczniu. Wigilię spędziliśmy na materacach, miałam 2 garnki pożyczone od znajomej. Dałam radę, najmłodsza miała 8 mcy. Fajnie wspominam, ale powtórzyć już bym nie chciała 😛 .