Kilometr 39 985: o kraju, o którym nigdy nikt nie słyszy
– Przez twoje wojaże w końcu opanuję geografię…
– O, to super, że dojechaliście do Timoru Wschodniego. Zaraz sprawdzę, gdzie to jest.
– Ty to chyba te kraje sama wymyślasz!
To niektóre z reakcji rozmówców na naszą trasę.
Są takie kraje, o których się po prostu nigdy nie słyszy.
Sama o Timorze wiedziałam tyle, że jest, gdzie jest, że kiedyś był portugalską kolonią, a potem przestał nią być, że miał jakieś problemy z Indonezją, ale nie znałam szczegółów, że mają kawę i wino, i że portugalski jest tam językiem urzędowym, co mnie cieszyło, bo planowałam się umieć dogadać.
Zaraz miałam się dowiedzieć, że najmłodszy kraj Azji przeżył piekło, po którym rany się jeszcze ciągle nie zabliźniły.
Po tym, jak Portugalczycy zostawili Timor w latach 70tych, rozpętała się tam wojna domowa, której zwieńczeniem było ogłoszenie niepodległości, po czym jeszcze tego samego roku kraj dostał się pod bardzo krwawą okupację indonezyjską, od której wszystkie mocarstwa odwracały wzrok. Dopiero na przełomie XX i XXI wieku z pomocą ONZ Indonezję zmuszono do wycofania się, a w 2002 roku Timor Wschodni oficjalnie stał się niepodległym państwem.
Timor to dwa światy.
W jednym żyją pracownicy organizacji międzynarodowych, ekspaci, głównie z Portugalii i Australii, którym oferuje się zarobki kilkakrotnie wyższe niż w krajach ich pochodzenia, ze względu na trudne warunki pracy. Są prawnikami, bo prawo Timoru ściągnięto z Portugalii i nawet nie przetłumaczono na tetum, drugi oficjalny język, którym posługuje się większość społeczeństwa. Są nauczycielami, bo timorski elementarz – zgadliście – wzięto z Portugalii, dzięki temu ekspackie dzieci mogą się kształcić w Timorze i wrócić do szkoły w domu w dowolnym momencie. W tym świecie są supermarkety z importowanym łososiem, lizbońskimi pastéis de nata, truskawkami i butelkami porto za grube dolary. Są pousady – butikowe hotele w portugalskim stylu, pachnące o poranku bardzo importowanymi wypiekami i centra nurkowania, zabierające codziennie amatorów podwodnej przygody na wycieczki. Są piękne domy z ogrodami, basenami, słonecznymi werandami.
Wystarczy otworzyć drzwi do drugiego świata, żeby się przekonać, jak potężny jest rozstrzał między życiem przeciętnego ekspaty i Timorczyka.
Miejscowi wyrywają sobie możliwość pracy za 100$ miesięcznie jako sprzątaczka, czy ochroniarz w domach ekspatów. Wielu straciło dom w indonezyjskim najeździe nie raz, ale tak ze trzy. W raportach głodu Timor plasuje się w najbardziej niedożywionej dziesiątce.
Jak – pytacie – to się dzieje, że w tropikalnym wyspiarskim kraju otoczonym rafami koralowymi ludzie głodują? Ano tak – odpowiadam – że Indonezyjczycy na przemian z Chińczykami prowadzą regularny i bardzo niezgodny z jakimkolwiek prawem i kontraktem wyłów wszystkiego, co w okolicy Timoru pływa, pewnie z wyjątkiem krokodyli. Dobitnie i przygnębiająco efekty ich działań widać podczas nurkowania: w sąsiedztwie jednych z najefektowniejszych raf świata trudno o jakąkolwiek rybę.
Większość miejscowych, szczególnie młodszych, którzy nie pamiętają czasów kolonizacji, po portugalsku mówi bardzo słabo, dopiero od kilku lat timorski język prawa i nauki zagościł w szkołach na stałe. Ulice Dili mówią tetum, ale górskie wioski rozrzucone po wyspie – już niekoniecznie. Żaden z lokalnych języków jeszcze niedawno w ogóle nie miał wersji pisanej, stąd setki dialektów i niezły lingwistyczny ubaw podczas czytania ogłoszeń i słuchania radia. W tetum dopiero zaczynają się wydawać pierwsze książki. Wszystkie pojęcia naukowe, polityczne, meteorologiczne, ale też nieistniejące w lokalnej kulturze kurtuazje typu „dziękuję”, czy „dzień dobry” zostały wzięte z portugalskiego i zapisane po indonezyjsku. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że w obcojęzycznym radiu nie rozumiałam lekkich pogaduch towarzyszących porannej kawie, za to debatę dotyczącą nowych rozporządzeń – już bez problemu.
Życie w Timorze Wschodnim nie jest czarno-białe.
Spotkałam Timorczyków, którzy wychowali się w w chatkach kilkakrotnie zmiatanych z powierzchni, w towarzystwie licznego rodzeństwa, a nakładem pracy i nauki wywalczają sobie piękne życie, i takich, którzy sobie niekoniecznie chcą radzić uczciwie, więc upolowawszy jakąś zbłąkaną rybę wstrzykują w mięso formaldehyd, żeby przedłużyć sobie szanse na jej sprzedaż, w efekcie zatruwając sobie klienta i relację z nim. Spotkałam ekspatów, którzy miejscowych traktują z wyższością i widzą się jako jedyną szansę na cywilizację w tym kraju, ale też takich, którzy po prostu dostali fajną ofertę pracy, przyjechali za obietnicą wygodnego życia i właśnie je otrzymują.
Spotkałam również Portugalkę, która kilka lat temu nawet nie wiedziała, że taki kraj istnieje.
Pewnego dnia usłyszała audycję o dramatycznej sytuacji w byłej kolonii i poczuła, że po latach czerpania z niej korzyści jej kraj powinien się poczuwać do odpowiedzialności.
Spakowała walizkę i pojechała pomagać, jak może.
No właśnie, życie w Timorze Wschodnim nie jest czarno-białe. Jest bardzo kolorowe 🙂
Część timorskich zdjęć, które tu zamieszczam wyszła spod ręki Ivety. Więcej Timoru w jej obiektywie można zobaczyć tu i tu.
7 komentarzy
Ewa Balcerak
Cieszę się, że natknęłam się na Twój blog, że są prawdziwi podróżnicy, którzy oprócz widoczków i zabytków widzą też ludzi kraj zamieszkujących (obraźliwie nazywanych przez niektórych lokalsami) i ich dramatyczną historię. Taka ma miejsce w przypadku wielu krajów post kolonialnych – to piętno na nich ciąży, gdyż najeźdzcy nic dla nich nie zrobili i nadal niewiele robią, żeby postawić ich na nogi. Ale cieszę się, że są tacy, którzy to widzą i opisują.
Hania, kierownik wycieczki
Miło mi, że tak mówisz! Czy ze mnie taki podróżnik, to nie wiem, ale otwarte oczy i wrażliwość podczas wyjazdu staram się zawsze ze sobą mieć 🙂
Pingback:
Oliwia
Niesamowite uczucie zwiedzać kraj, o którym mało kto wie. Ja osobiście wiedziałam, że taki kraj istnieje, ale nic poza tym. Z wielkim zaciekawieniem czytam Twoją relację.
Konfabula
O takich miejscach zapomnianych przez wszystkich za rzadko się mówi.
Dżasta
Hanno pouczający tekst!:)
Hania, kierownik wycieczki
Czasem się i taki zdarzy 😉