Co się działo w 2018
31.12.2017 tańczyliśmy jak głupki do Baila Morena
Świętowaliśmy Nowy Rok na skraju Azji, w Timorze Wschodnim, kraju, do którego prawie nikt nie zagląda. To było coś wyjątkowego – spędzaliśmy naszego pierwszego Sylwestra w upale, zaraz po świętach pod palmą. Zaczynaliśmy kolejny rok w podróży i nie mieliśmy pojęcia gdzie ów rok nas poniesie. A poniósł nas hen – żegnamy go na Florydzie, znowu na plaży, znowu pod palmą!
Co się działo w tym roku wyjątkowego?
Wszystko, wiadomo. Chociażby ostatnio zostałam jednorożcem, czego można by chcieć więcej?!
Spróbujmy wymyślić takie mocne dziesięć wydarzeń, które w tym roku były najfajniejsze, najciekawsze i najbardziej przełomowe.
1. Nurkowanie, jak zawsze.
Pewnego dnia pojechaliśmy na plażę w Timorze Wschodnim. Weszliśmy do wody, potem zeszliśmy głębiej… I tak po raz pierwszy nurkowaliśmy bez przewodnika, bez kursu, bez dive master’a. Co chwilę Wam powtarzam, jak mocno nurkowanie zdobyło moje serce. Takich razów będzie więcej, ale ten zapamiętamy na zawsze!
2. Australijski Outback.
Pustkowie, o którym piszą się księgi. Autostop na tymże pustkowiu. No, serio, w jaki sposób złapać stopa na pustyni, jak udobruchać ludzi, jak zrozumieć poczucie humoru bardzo mocno niedopasowane do sytuacji? Mimo lat doświadczeń w autostopowaniu, pierwszy raz zdarzyło się, że kierowca zapraszał nas na zlot swingersów lub pytał, czy już kiedyś nam próbowano odciąć kończyny piłą. Polecam, można w sobie odbudować pokorę.
3. Znalezienie pierwszego i (jak dotąd) jedynego pozaeuropejskiego kraju, w którym moglibyśmy zamieszkać.
Nie licząc katastrof kulinarnych, makaronu dyndającego na drzwiczkach szafki, pizzy na słodko z lodami i ziemniakiem oraz niezdrowej fascynacji Conchitą Wurst, Australia nas urzekła… żeby tylko nie była tak okropnie daleko!
4. Zderzenie z nowozelandzką rzeczywistością.
Nowa Zelandia nie jest rajem na ziemi. Przepraszam, czy kogoś zasmuciłam? No, oczywiście, jest szalenie piękna przyrodniczo, jest dużo klimatycznych miejsc, dzieją się sytuacje typu lodowiec w tropikalnym lesie deszczowym, albo zwierzaki typu papuga bojowa i wszystkie takie mikroklimaty, które sprawiają, że kraj ten perełką jest i pozycjonuje się na szczycie listy marzeń każdej osoby, która podróżuje…, ale i tak według mnie (nas!) nie daje rady udźwignąć swojej sławy. Będę Was zarzucać kiwi-postami już wkrótce, no i wiadomo, że będą śliczne i ciekawe 😀 ale już teraz muszę powiedzieć, że Nowa Zelandia jest delikatnie przereklamowana, nieprzyjazna plecakowiczom, namiotowiczom i budżetowiczom. Dziękuję za uwagę.
5. Kupno vana.
Emerytura autostopowa. Nie no, tak na poważnie, to ja na pewno jeszcze do stopa wrócę, ale życie w vanie jest piękne. PIĘKNE! Własne mieszkanie połączone z oponami i napędem oraz brak konieczności targania wielkiego plecaka, gdziekolwiek bym się nie ruszała… Kocham. Bez dyskusji.
6. Wyprawa na Coyote Buttes.
Wszystko się zaczęło od tego, że poszliśmy na losowanie permitów do The Wave. Na loterię przyszło oprócz nas jeszcze 178 innych osób, wszyscy z nadzieją, że to właśnie ich numerek wypadnie z maszyny losującej. 168 osób szybko z tej nadziei odarto, w tym i nas. Już prawie mieliśmy odejść z pola walki z nosami na kwintę, kiedy tajemnicza wróżka podszepnęła nam, że zaraz odbywa się druga loteria, która dziesięciu szczęśliwcom pozwoli wejść na południową część terenu objętego permitem! Chwilę później usłyszeliśmy swój numerek, wpadliśmy sobie i tajemniczej wróżce w objęcia i następnego dnia przewędrowaliśmy 25km po jednym z najbardziej szalonych i powykrzywianych terenów świata, co chwilę przecierając oczy i szczypiąc się z niedowierzaniem. Gromkie WOW towarzyszyło nam cały dzień.
7. Marzenie z dzieciństwa.
Nie wiem, co wydarzyło się w moim życiu jako pierwsze – Yogi i Bubu na Cartoon Network, czy zdjęcie źródła termalnego w kolorach tęczy na okładce National Geographic, ale o Yellowstone śniłam, od kiedy pamiętam. Nie zawiodłam się.
8. Wędrówka po nagrzanym piekarniku z termoobiegiem, czyli Dolina Śmierci.
Skóra pokrywa się łuską, butelka wody zabrana na milową wędrówkę kończy się w połowie szlaku, czy to samochód, czy fatamorgana?!
9. O wycieczce do kanionu Antylopy marzy chyba każdy, kto zobaczył jego zdjęcie.
Jaka ja byłam podekscytowana, że to już, że zaraz się tam wybierzemy! A potem poczułam łokieć pod żebrem, czyjeś włosy w moim nosie i zapach człowieka napierającego na mnie od tyłu i powiedziałam – basta. Tak właśnie powiedziałam. Nie poszliśmy do Antylopy, za to znaleźliśmy swoje własne kaniony szczelinowe, serio, na wyłączność.
10. Poszukiwania amerykańskiej zwierzyny.
I australijskiej zwierzyny. I nowozelandzkiej zwierzyny. Tak – ten rok, jak żaden wcześniej, obfitował w dziwne, urocze, rzadkie, nietypowe, fascynujące stwory. Spotkaliśmy bizony, kojoty, czarne wilki, bieliki, pieski preriowe, manaty, słonie morskie, niemal wymarłe gatunki żurawi, aligatory w tym samym czasie i miejscu, co krokodyle, sępy, tyyyyle, tyyyyle ekosystemów różnych, które żyją zaraz obok siebie i współpracują w jakiś kompletnie szajbnięty sposób i niby, jak się słuchało na geografii albo przyrodzie, to się o tym wie (tzn. Piotrek o tym wie), ale zobaczyć to! Odkryłam w sobie przyrodniczego detektywa, nigdy się o to nie podejrzewałam 😀
7 komentarzy
Dżasta
Eee te kaniony na wyłączność BAJKA;)!!!!
Ewa Brańka
Ten rok był chyba najlepszym, jaki przeżyliście, oby kolejne lata były jeszcze ciekawsze. A z powyższego wpisu wynika, że powinniście stworzyć podręcznik dla ciekawych świata i opisać znacznie więcej niż na blogu. Z pewnością potraficie godzinami opowiadać czegoście się dowiedzieli, podzielcie się.
Hania, kierownik wycieczki
Ja to potrafię godzinami opowiadać na jakikolwiek zadany temat, żeby się tylko chętny do słuchania znalazł 😀
Ale dzięki, to świetny pomysł, pokombinuję w tym kierunku!
MagdaM
Haniu, wszystkiego haniowego w Nowym roku! I jeszcze życzę, chyba bardziej sobie, żeby czwartkowa kawa zawsze smakowała z nowym postem od Hani 😉 czereśnie już zaklinałam, także ten 😉
Piotrka uściskaj koniecznie!
Hania, kierownik wycieczki
Motywujesz mnie, dzięki!!! Będę się starać, mam na ten blogowy rok kilka wyzwań-pomysłów i wezmę się z nimi za rogi 😉 a czereśnię Ci napadnę jak najbardziej żarłoczny ze szpaków. :*
MagdaM
Wypluj te szpaki!!! 3 razy za lewe ramię!!! ta plaga co drugi rok pożera WSZYSTKO! Odpukaj! Przydepcz! Odwołaj natychmiast! A potem możesz spokojnie przyjeżdżać, ale uprzedzam, masz silną konkurencję – prawie 6-letni odkurzacz do czereśni i innych owoców miękkich 😉
Hania, kierownik wycieczki
Ło rety, wypluwam, odpukuję! Ale ja to chciałam zamiast nich napaść :D! Że plaga, to wiem, bo przez nie kiedyś w Prawiednikach wina brakowało 😉