Kilometr 47 032: o tykającej bombie, Trumpie, autostopie w Australii i supermocach
Który przeciąć kabel?
Przez głowę przebiega milion myśli, życie przelatuje przed oczami. Bomba tyka beznamiętnie.
Zapalnik zlokalizowany, ale jak to rozbroić?
„Coś zamilkliście, słyszeliście mnie? Zapytałem, co sądzicie o Trumpie.”
Amerykanie, którzy wcześniej zgarnęli nas ze skraju pustyni, patrzyli wyczekująco. W międzyczasie zdążyliśmy dojechać na środek pustyni, jedno z miejsc na mapie Australii, gdzie nie chciałoby się zostać wyproszonym z samochodu.
Zielony, czerwony, zielony, czerwony…
„Ach, to dobre pytanie! Dowiedzieliśmy się o zaprzysiężeniu Trumpa pierwszego dnia w Iranie i na początku myśleliśmy, że to irańska propaganda! Hahahaha!”
„Hahahaha!”
Uff, bomba rozbrojona.
Do autostopu w Australii trzeba mieć mocne nerwy.
Pierwsze pytanie, jakie pada ze strony kierowców to: „Oglądaliście Wolf Creek?”. Odpowiadamy, że nie, wolimy obejrzeć, jak już wyjedziemy z Australii, bo perspektywa snów wypełnionych historią grupy autostopowiczów wymordowanych brutalnie przez psychopatę jakoś nas nie pociąga, szczególnie, że historia ta była oparta na faktach. Kolejne, co taki kierowca powie, to: „No tak, tylko uważajcie na siebie, tym razem trafiliście w porządku, ale na Outbacku jest dużo miejsca i można łatwo zniknąć.”
Jeżeli jest jeden kraj, w którym wyjątkowo należy uważać, żeby nie zirytować swojego autostopowego kierowcy, to jest to właśnie Australia.
Nie licząc wschodniego wybrzeża, gdzie mieszka dobre 90% ludności, odległości między miejscowościami wynoszą po kilkaset kilometrów, kropki zaznaczone na mapie składają się z baru, domu i stacji benzynowej, a pomiędzy nimi jest nicość.
Do tego dochodzi wysublimowane poczucie humoru lokalsów.
Pamiętacie Weed’a? Kiedy przywiózł nas do siebie, zaparkował pod domem i kazał się rozgościć, wskazał na wrak stojący nieopodal i powiedział: Lubię tu czasami zapraszać backpackerów. Widzicie ten czarny samochód? Jego właścicielka jeszcze ciągle ucieka.
Inny przykład? „Wsiadajcie, podwiozę was! Jedziemy właśnie z koleżanką na spotkanie swingersów, byłoby wskazane, żebyście do nas dołączyli.”
Wyzwaniem jeszcze poważniejszym jest australijski angielski.
Muszę się Wam przyznać, że przed wyjazdem do Australii to ja w sobie miałam taki bardzo silny lingwistyczny lęk, że nikogo nie zrozumiem, dużo poważniejszy niż w każdym poprzednim kraju. Niby wszyscy słyszeliśmy te żarty, że australijski to taki pijany angielski, haha, i że jak nie rozumiesz, to znaczy, że za wolno pijesz, haha, no i z jednej strony, jako dumna Polka, się o to nie martwiłam, ale z drugiej, jako dumna lingwistka, już owszem, bo tak sobie wymyśliłam, że fajnie by się było wreszcie po kilkunastu miesiącach podróży zacząć dogadywać w języku, który znam.
No i na tę okoliczność jeszcze w Timorze Wschodnim, na internecie ciągniętym kablem z Singapuru zaczęliśmy z Piotrkiem w ramach przygotowań językowych oglądać MasterChef Australia. Efekty przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Po trzech sezonach nie tylko potrafiliśmy oboje odróżnić i nazwać 16 kształtów makaronu, przygotować danie z kaktusa i sparować kalafiora z białą czekoladą (przynajmniej w teorii), ale także nauczyliśmy się rozszyfrowywać przekazy werbalne Australijczyków wszelakich. Polecam ten sposób.
Trzeci powód, dla którego autostop w Australii nie jest łatwą sprawą, to natężenie ruchu.
Samo złapanie stopa nie stanowi trudności, pod warunkiem, że jest co łapać. Stanęliśmy na drodze wyjazdowej z Tennant Creek, będącej zarazem jedyną drogą w Tennant Creek. Na telefonie wyświetliło się powiadomienie, o treści „light traffic in your area, typical conditions”. Rozejżeliśmy się dookoła. Nie było niczego. Dokładnie tak, jak zapowiadał Kononowicz.
Kwadrans później przejechał pierwszy samochód, w nim dwóch Aborygenów. Pomachali nam i zniknęli za horyzontem. Po kolejnym kwadransie pojawił się ten sam samochód, a w nim tych samych dwóch Aborygenów. Pomachali nam i zniknęli za horyzontem. Pojawili się jeszcze kilka razy, co oznaczało, że a) Aborygeni w Tennant Creek są bardzo znudzeni, więc jeżdżą bez celu w kółko, b) w Tennant Creek jest jeszcze jakaś druga ulica, którą najpewniej wracali.
Mieliśmy przed sobą dotychczas najtrudniejszą autostopową przeprawę – 600 km niczego. Po kilku godzinach mało produktywnego łapania stopa powiedziałam do Piotrka: Zobaczysz, za chwilę zatrzyma się nam kolorowy hipisowski van i zabierze nas do Alice Springs.
Kolorowy hipisowski van podjechał do nas, zanim Aborygeni zdążyli zatoczyć kolejne koło.
18 komentarzy
Pingback:
Pingback:
Pingback:
Marcin
Wiem, czemu ci Aborygeni tak wracali – posługiwali się właśnie, jak to oni, bumerangiem. Tyle, że zmotoryzowanym 🙂
Hania, kierownik wycieczki
To jest teoria idealna! Bumerang jako element motoryzacji mnie absolutnie rozbroił i jestem przeciekawa ilu Aborygenów ma ten system wdrożony w swoich pojazdach 😀
narwany
Po twoim wpisie domyślam się że w Australii trzeba uważać niemniej niż na Ukrainie. Region chyba jednak jest trochę bardziej cywilizowany?
Hania, kierownik wycieczki
To zależy w jakie rejony Ukrainy i Australii się zapuszczasz 😉
Po Ukrainie jeszcze nie jeździłam stopem, ale moje auto pozbyło się dwóch kół na nieoznakowanych dziurach :O A jakie Ty tam miałeś przygody?
Razem w górach
Rany! Pierwszy raz jestem na Waszym blogu, ale ten wpis tak mi się spodobał, że zostanę na dłużej 😉 Bardzo tu pozytywnie 🙂 Pozdrawiam i życzę bezproblemowego stopowania!
Karina
Hania, kierownik wycieczki
O rety, ale mi miło :)! Dziękuję i rozgość się 😀
blogierka
Buehehe! Hania- ja Cię wuelbiam Super Łmenko! <3
Hania, kierownik wycieczki
<3! Z wzajemnością :D
Rozkminy Tiny
To wygląda jak samochód Scooby’ego 😀 chyba było warto się pomęczyć z tym Trumpem 😉
Hania, kierownik wycieczki
Totalnie! Później się dowiedziałam, że w Australii jest wypożyczalnia takich kamperów i każdy może się poczuć jak Scooby 😀
Magda Ostrowska
Fantastyczna fotorelacja i jaki fajny tytuł 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki dzięki 😀 ale miły komplement!
MagdaM
Wakacje, praca w wakacje, do urlopu daleeeko, atu takie cuda 🙂 Piękne te kamienie!!! Powoli kończą mi się przymiotniki, żeby zachwalać kolejny Twój tekst 😉 Wasza przygoda jest wciągająca, zdjęcia bajeczne i tak inne od tego, co mam na co dzień… Interesujące to doświadczenie – takie trochę podglądanie cudzych zmagań w podróży 😉
Hania, kierownik wycieczki
<3
Joanna Kołpak (Coolpaki)
Jej, nieźle. Ja nie jestem typem autostopowicza, a w Australii po tym wpisie na pewno nie będę stopa łapać 😀