Kilometr 73 604: po co jechać do Kalifornii i jak zaplanować trzy tygodnie na miejscu. Poradnik.
O tykającej bombie, Trumpie, autostopie w Australii i supermocach.
Oto, jak brzmiał pierwszy widoczny tytuł na mojej stronie w momencie kiedy wkraczaliśmy do Stanów. Czy to było strategicznie przemyślane? Możliwe, że nie. Czy rozsądne? Niewykluczone, że nie do końca. Czy jestem z siebie dumna? Słuchajcie, to jest naprawdę fajny tekst. No i trzeba być człowiekiem niemałej fantazji, żeby zestawić w jednej linijce urzędującego prezydenta i broń masowej zagłady, po czym ustawić się do kontroli paszportowej. Czyli wygląda na to, że jestem.
A muszę Wam powiedzieć, że to wcale nie było tak, że my te Stany planowaliśmy od kilku lat, kupiliśmy bilety trzy miesiące wcześniej, a ja dopiero w samolocie się zorientowałam, co popełniłam i przez cały kilkunastogodzinny lot z Nowej Zelandii obgryzłam z nerwów paznokcie do okolicy łokci, o nie!
Bo na początku to myśmy się z tej Nowej Zelandii planowali wybrać łódką na wyspy Oceanii. Potem do różnych krajów Ameryki Południowej. Następnie przylecieć prosto do Polski, zaraz potem na Hawaje, później jeszcze wrócić do Australii, a na końcu znaleźliśmy kapitana, który się właśnie wybierał Pacyfikiem do Vancouver i to też brzmiało jak świetna opcja, ale w końcu stwierdził, że ma za małą łódź i może zabrać tylko jedną osobę, co nas szalenie zasmuciło, a aktualnie z perspektywy człowieka ocalałego z dwumiesięcznego rejsu transatlantyckiego, nie mogę uwierzyć w nasze szczęście. Los Angeles wybraliśmy z lenistwa i zmęczenia milionem opcji.
Powód dobry, jak każdy inny.
I jeżeli myślicie, że nasz proces decyzyjny był ekscytujący, to usiądźcie i czytajcie uważnie, bo zapewniam Was, że tak szalonych trzech tygodni pobytu w Kalifornii to nie miał jeszcze nikt przed nami.
Steve, nasz fenomenalny host, hipis, weteran, anarchista, buntownik, miłośnik dobrej kawy, the Grateful Dead i kapusty kiszonej, odebrał nas z lotniska, dostarczył do swojego mieszkanka ulokowanego niemal na plaży w Santa Monica i doskonale wydedukował, czego najbardziej pragnie dwoje młodych ludzi przybywających do Miasta Aniołów. Czekało na nas pościelone łóżko.
Jetlag
Słuchajcie, okazuje się, że jak taki lot między Nową Zelandią a Kalifornią trwa prawie dobę, a przylatuje się na miejsce godzinę wcześniej tego samego dnia, którego się wczoraj wyleciało, to może i jest to niezła sztuczka i totalny lifehack, jeżeli chodzi o poradzenie sobie z brakiem czasu, ale jetlag’u to nie oszuka wcale a wcale. To działa dokładnie tak samo, jak dieta kapuściana – że najpierw w mgnieniu oka chudniesz 7kg, ale zaraz potem przybierasz 14, tylko że jeszcze dobitniej, bo myśmy radośnie zyskali jeden calutki dzień, żeby zaraz potem pójść spać na trzy tygodnie.
Ja spałam tak długo, że o istnieniu tej plaży zaraz koło domu dowiedziałam się po tygodniu. Spałam tak długo, że już mi się wydawało, że tyle godzin naraz to nie przesypia nawet miś na zimę, no i się przebudzałam, parzyłam kawę i włączałam kolejny sezon Parks and Recreation na Netflixie, po czym zasypiałam jeszcze zanim kawa zdążyła wystygnąć.
Spałam tak długo, że już zaczęłam od moich stęsknionych czytelników (tak, w liczbie mnogiej <3 !) dostawać zaniepokojone wiadomości i to był właśnie ten moment, kiedy najpierw się totalnie wzruszyłam, potem dooglądałam do końca Parks and Recreation, a zaraz potem otwarłam bloga, a tam: O tykającej bombie, Trumpie, autostopie w Australii i supermocach.
9 komentarzy
Pingback:
Asia
W to spanie akurat wierzę:) bo śpiochem jestem wielkim 😉
Patryk Zieliński
Ja póki co jeszcze nie doświadczyłem ale wszystko przede mną 🙂
Miss-Gaijin.pl
Przechodzę jet lag kilka razy w roku i przyznaję się bez bicia, że ziołowe tabletki nasenne przez pierwsze 3 dni po przylocie do Japonii ratują mi życie. Inaczej trwa to ponad tydzień 😀 a w Polsce jest super. Wstaję o 6 i mam dzień długi jak nigdy haha 😀
Hania, kierownik wycieczki
Eureka! Następnym razem biorę ze sobą! Tylko jeszcze bym potrzebowała jakieś na pobudkę, które zaczną działać zanim znowu zasnę 😉
antekwpodrozy.pl
Miałem raz jeden w życiu porządny jetlag, ale i tak podróżowanie jest silniejsze ode mnie 😀
Hania, kierownik wycieczki
No ba 😉 Wiesz, mogłam sobie na te 3 tygodnie spania pozwolić, bo na Stany mieliśmy pół roku… co w gruncie rzeczy i tak okazało się być zbyt krótko ;P
Marta / Podrozniczo.pl
Aż chciałoby się powiedzieć: “dobrze, że w ogóle się obudziłaś i trafiłeś na tę plażę” 😀 Jet lag to nic przyjemnego. Pamiętam jak w Australii nie mogłam się przestawić i jak tylko wsiadałam do samochodu, żeby przejechać z punktu A do punktu B to od razu zasypiałam. Nie pamiętam nic z tych przejazdów 😀
Hania, kierownik wycieczki
Miałam bardzo skuteczną pobudkę – wstałam prosto na koncert… DOORS’ÓW! Ale o tym innym razem 😀
Rety, jetlag australijski to też musi dawać w kość!