Wielkanoc na świecie: po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci!
Dokładnie ostatnie, czego się spodziewałam po pierwszej Wielkanocy w Polsce po trzech latach podróżowania po różnych krajach położonych daleko od rodziny i przyjaciół, to że będziemy ją spędzać bez rodziny i przyjaciół. Pewnie przyjdzie nam to łatwiej, niż wielu z Was, no bo doświadczenie w świętowaniu ważnych uroczystości przez skype’a mamy niemałe, wszak z kamerką w laptopie objechaliśmy kilkanaście wigilii (co się będziemy ograniczać?!) i tańcowaliśmy na dwóch weselach. Może opowieść o spędzaniu kilku Wielkanocy na świecie, hen, gdzieś z dala od bliskich i wszystkiego, co ważne i tradycyjne rozjaśni Wam nieco perspektywę samotnych, zamkniętych świąt?
No to opowiadam.
Wielkanoc na świecie hen, 2017. Hanoi, Wietnam.
Dotarliśmy do Hanoi, zachłystnęliśmy się najwspanialszą streetfood’ową sceną świata (mówię tak o przynajmniej pięciu miastach) i – wstyd przyznać – nawet nie szukaliśmy tradycji. Najpierw wymyśliliśmy sobie, że popróbujemy jajek przyrządzanych na różne lokalne sposoby, ale potem przypomnieliśmy sobie, co w tych jajkach wietnamskich czasami bywa i zrezygnowaliśmy.
Że udało nam się znaleźć w Wielkanoc jakiekolwiek obchody świąt – zdziwiło nas równie mocno, co ucieszyło. Z mszy wybraliśmy się na naleśniki i kawę (niczego bliższego sernikowi się w Wietnamie nie uświadczy), po czym z hostelu przeprowadziliśmy się na Banana Island, żeby resztę świąt spędzić z dala od zgiełku, zaszyci gdzieś w bananowej dżungli.
Wielkanoc na świecie hen, 2018. Strathalbyn, Australia Południowa.
Właśnie przeżyliśmy swój najbardziej rzewny, zapłakany Wielki Piątek życia. Wybraliśmy się razem z rodziną, u której mieszkaliśmy w ramach nieoficjalnego wolontariatu na spotkanie adoracyjno-modlitewne – a tam ktoś puścił fragmenty „Mostu” – krótkometrażowego filmu o ojcowskiej miłości i najtrudniejszym wyborze, przed jakim rodzic mógł stanąć, filmu kręconego w Polsce. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat wtedy brzmienie polskiego języka w tym filmie i widok Szczecina, miasta, z którym przecież kompletnie nic nie łączy ani mnie, ani Piotrka, nas tak rozkleiło. Może nam się ulało tej tęsknoty niemal dwuletniej? Po seansie cała sala jeszcze długo chliptała z nami.
Reszta świąt już nam oszczędziła wzruszeń, a niedziela powitała nas obfitością ulubionych australijskich wielkanocnych wypieków – hot cross buns, bułeczek drożdżowych z bakaliami, pieczoną baraniną i grillowanymi warzywami, czyli że kompletnie bez kulinarnego polotu, dokładnie, jak na Australię przystało 😉. O tym, gdzie i kiedy się właśnie znajdujemy przypominały tylko czekoladowe wielkouchy, rodzime torbacze o uszach zamaszystych, które dawno już z lokalnych wielkanocnych tradycji wyparły tak bardzo znienawidzone przez Australijczyków króliki[1]. Po więcej informacji z frontu wielkouch contra królik zajrzyjcie tutaj.
Wielkanoc na świecie hen, 2019. Graciosa, Azory, Portugalia.
Ach, toż to już było prawie jak w domu, jedną nogą w Europie! Portugalia mi zawsze w duszy grała, toteż nagłe załamanie pogody, które przedłużyło nasz pobyt na Azorach właśnie o czas całej Wielkanocy ucieszyło mnie ogromnie. Zawsze to przyjemniej spędzać święta na sielskiej, cudnej wyspie, w swoim nowo odnalezionym raju, niż szarpanym przez fale oceanu i walcząc z chorobą morską, a to nastąpiło już w Lany Poniedziałek, który był Lanym Poniedziałkiem wszechczasów, bo żaden osiedlowy chojrak mnie jeszcze tak nie zlał wodą, jak ten łobuz Atlantyk.
A jeszcze poprzedniego dnia skorzystaliśmy ze wszystkich smakołyków, jakie oferują Azory Wielkanocą, i nie mówię tu tylko o jedzeniu (mniam) i piciu (double mniam), ale o pysznych widokach, rozkwitających powolutku ogrodach, nutach tęsknych, portugalskich melodii… i to właśnie włócząc się między wulkanami a winnicami, po tym postrzępionym wybrzeżu uznaliśmy, że kiedyś tu będziemy mieszkać. Mam nadzieję, że faktycznie będziemy.
Wielkanoc na swoim, 2020. Katowice, Polska.
Teraz właśnie mieliśmy gnać na wchód w Piotrusiowe strony. Nie gnamy. To nic, spotkamy się ze wszystkimi przez skype’a, jeszcze ten jeden raz.
Powiedzcie, jakie świąteczne plany Wam się pokrzyżowały?
[1] Australia zmagała się z plagą królików przez całe dekady. Dla rolników taki niepozorny pluszak to zły omen i ostatnie zwierzę, które mogłoby umilić Wielkanoc.
10 komentarzy
FOTO podróże BPE
My mieliśmy gnać do mojej rodzinki do Nowego Sącza i moich najukochańszych górek … nie udało się – nie tym razem . Tylko raz w życiu byliśmy na Wielkanoc po za naszym krajem . Pamiętam zaskoczenie kiedy nawet w kościołach katolickich nie było w Wielka Sobotę nikogo z koszyczkiem …… ale trudno się dziwić – Malezja w końcu muzułmańska jest
Hania, kierownik wycieczki
Coś mi się wydaje, że wycieczka z koszyczkiem w Wielką Sobotę to takie wybitnie polskie 🙂
MagdaM
Miały być spacery i rowery, spotkania wielostronne, choć wszystko w obrębie powiatu 😉 będzie zupełnie inaczej, ale może to też jest nam potrzebne? Taka zmiana perspektywy?
Ps. Będąc w Piotrkowych stronach , zachacz też o moje! 😉
Hania, kierownik wycieczki
Magda, jak już się wybierzemy to na pewno zahaczę! Czekają nas wkrótce 2x chrzciny na Lubelszczyźnie, ciekawa jestem, kiedy się odbędą!
Przekraczając granice - Renia i Mikołaj
Bardzo fajny tekst 🙂 My też będziemy się łączyć internetowo z bliskimi i dzielić wirtualnie jajkiem. Planów było sporo, trzeba było je przełożyć. Liczymy jednak, że te najważniejsze na ten rok wypalą i ruszymy w naszą wspólną podróż życia.
Hania, kierownik wycieczki
Dziękuję :)! I mówcie mi tu koniecznie, jaką wyprawę planujecie? Podróż życia brzmi hucznie, trzymam kciuki, żeby wypaliła!!!
Przekraczając granice - Renia i Mikołaj
Taką podróż, która ma trwać całe życie, a zaczyna się od jednego (a właściwie dwóch) “Tak” 😉
Hania, kierownik wycieczki
O reeeety, trzymam mocno kciuki, żeby Wam się udało wyruszyć w terminie :D!
pandruszko
Nasze ostatnie 2 Wielkanoce byly spedzone na Malcie gdzie mieszkamy 🙂 A tym roku mieliśmy byc w Polsce w bliskimi i wziac slub tydzien po Wielkanocy 🙂 Plany jednak ulegly zmienie. Bozego Narodzenia nie wyobrazamy sobie jednak z dala od naszych bliskich.
Ł | KzP
Plan zakładał lot na Teneryfę, by zaszyć się na stokach wulkanu i pisać. Nie wyszło, więc piszę w domu. Będzie dobrze.