Best of,  Dookoła świata,  Stany Zjednoczone,  Ulubione miejsca

Kilometr 73 825: o ostatniej księgarni i najważniejszej gwieździe Hollywood

Do Los Angeles to się przyjeżdża po to, żeby wypić kawę w Central Perk, złapać złoty znicz podczas turnieju Quidditcha, wyśledzić domy Ala Pacino i Jennifer Aniston (a jak nie domy, to przynajmniej gwiazdy) oraz poderwać przystojnego ratownika na plaży w Venice. A co zrobić, jeżeli jest się podróżniczką nie dość, że bardzo niskobudżetową, to jeszcze na dodatek zamężną? Znaleźć sobie atrakcje Los Angeles gdzie indziej. Alternatywnie, pozwolić atrakcjom znaleźć siebie.

Atrakcje Los Angeles

To nie jest tak, że ja od razu zrezygnowałam z wizyty w Universal i Warner Bros Studios oraz wycieczki po Hollywood. Ja już się nauczyłam na pamięć wszystkich piosenek Phoebe, tak gdyby ktoś nieopacznie zostawił włączony mikrofon. Ja już przeanalizowałam kolory Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Bott’a, żeby uchronić się przed tymi o smaku dżdżownicy, woskowiny i kiełbasy[1]. Zrezygnowałam dopiero wtedy, kiedy Piotrek mi przypomniał, jak się dodaje i z sumy biletów wyszła połowa wartości Buraka – naszego nowego vana. No i wsiadłam do niego radośnie i postanowiłam szukać domów Ala Pacino i Jennifer Aniston na własną rękę.

Jak bardzo mi się podobało Hollywood?

O, tak bardzo, że jak się mnie ktoś zapyta, czy tam iść, to powiem, że miło zobaczyć na żywo to, co się milion razy widziało w filmach, ale jak mi karta SD ze wszystkimi zdjęciami z Hollywood padła ofiarą złego wirusa-mordercy kart SD, to nie chciało mi się tam pakować po raz drugi, żeby odrobić utracone materiały. Czy istnieje jakieś inne miejsce, w którym można zobaczyć, jak Spiderman z poważną nadwagą wije się po ulicy, albo jak Jabba the Hutt przybija piątkę Myszce Minnie? Prawdopodobnie nie. Czy wiele jest niespecjalnie urokliwych napisów ustawionych na niczym nie wyróżniającym się wzgórzach, które wbrew wszelkiej logice przyciągają tłumy? Chyba też nie. Czy tropienie nazwisk na Alei Gwiazd wszystkich osób w showbiznesie, które cenię, dało mi radość? Nieszczególną.

Najważniejsza gwiazda z całej alei. No w końcu ktoś poza Chińczykami poznał się na Piotrka talencie! Zarazem jest to jedyne zdjęcie, które przetrwało atak wirusa. Przypadek?

Dużo większą radość dały mi inne znaleziska i doświadczenia.

Włócząc się po Downtown L.A. trafiliśmy na The Last Bookstore – Ostatnią Księgarnię, szalenie przytulną i fotogeniczną, w której nie tylko można się zanurzyć w fotelu z lekturą, zwiedzić piętro z galerią obrazów, pooddychać książkowym powietrzem, ale przede wszystkim wskoczyć w króliczą norę i pokrążyć książkowymi labiryntami i tunelami.

atrakcje Los Angeles
Atrakcje Los Angeles: The Last Bookstore

Z Chinatown trafialiśmy do dzielnicy irańskiej, z okolicy etiopskiej do Małej Armenii. W ciągu jednego dnia zabieraliśmy kubeczki smakowe na wyprawę po sześciu kontynentach. Jak mało jeszcze znamy kuchni świata!

W poszukiwaniu ostatnich drobiazgów do umeblowania Buraka przemierzaliśmy gigantyczny hipermarket Costco, do którego już pół godziny przed otwarciem w dzień roboczy ustawiała się kolejka, a co mniej ruchliwi klienci oblegali wózki elektryczne, w których potem wygodnie urządzali sobie slalom między alejkami. Steve, nasz host zaraz przed operacją wymiany kolan, spoglądał na nich z lekkim pobłażaniem, ale po przekuśtykaniu pierwszych czterech alejek zmieniał zdanie i zawracał po swój pojazd.

Najważniejsze atrakcje Los Angeles

Czy zaskoczę Was, jeżeli powiem, że najpiękniejszym punktem poznawania Los Angeles były wieczory spędzone z opowieściami Steve’a? Dał nam pełen przekrój przez lata 60te i 70te, pokazał ich wszystkie kolory, od tych szalonych, zawirowanych, rodem z psychodelicznej wycieczki, do krwawo-ubłoconych odcieni wietnamskiego bezsensu. Muzyka, niby ta sama, której słuchałam już nie raz, puszczana z youtube’a, dawała się odczuć w sposób niemal synestetyczny, bo – tak – właśnie odwiedziliśmy ją w domu.

Siebie zaskakiwałam tym codziennie. Steve uruchomił dla mnie wehikuł czasu i zabrał mnie na koncerty, o których nie śniłam. No i właśnie – macie tak czasami, że coś jest tak kompletnie nierealne, że nawet Wam nie przychodzi do głowy, żeby o tym pomarzyć? Zawsze żałowałam, że nie mogłam być na koncercie Doorsów, ale rok śmierci Morrisona nie do końca się zgrał z moim rokiem urodzenia, więc ten żal był bardzo platoniczny. Któregoś leniwego poranka zasiadłam z kawą do porannej (khe khe) prasówki, a tam na facebooku wyświetliła mi się najidealniej spersonalizowana reklama w historii personalizacji reklam na facebooku.

O co chodziło?

Z okazji 50tej rocznicy wydania “Love Street” Doorsów, piosenki o ulicy, przy której mieszkał Jim Morrison, ulica owa została oficjalnie przemianowana, a wydarzeniu temu towarzyszył malutki, kameralny festiwal. Serio, Święto Kwitnących Głogów w amfiteatrze w Parku Zadole to przy tym wielki koncert. Na scenie ustawionej pod domem Morrisona pojawili się obaj żyjący Doorsi – Robbie Krieger i John Densmore, a Krieger dał czadu ze swoim zespołem, grając numery, które nigdy nie sądziłam, że usłyszę na żywo w wykonaniu któregokolwiek z Doorsów.

Wow.

Znalazłam swoje atrakcje Los Angeles. I wymiotły.

[1] Mówcie, co chcecie, u mnie smak kiełbasy plasuje się dokładnie między dżdżownicą a woskowiną.

Uroczyste przekazanie plakietki z nazwą ulicy panom Doorsom.
Mistrz Krieger w akcji
atrakcje Los Angeles
Atrakcje Los Angeles: Love Street

Tę ważkę spotkałam na festiwalu. Sami powiedzcie, czy nie wygląda jak gwiazda rocka!
A to właśnie dom Morrisona przy – teraz już – Love Street.
atrakcje Los Angeles
Atrakcje Los Angeles: Przenosimy się do Downtown L.A. Tutaj hala koncertowa Walta Disneya 🙂

atrakcje Los Angeles

atrakcje Los Angeles
Atrakcje Los Angeles: A wiecie, że w California Science Center można zobaczyć najprawdziwszy prom kosmiczny? I to taki, który był w kosmosie!
I nawet są żelki na jego cześć 😀
atrakcje Los Angeles
Atrakcje Los Angeles: i jeszcze kilka zdjęć z The Last Bookstore.

atrakcje Los Angeles

atrakcje Los Angeles

10 komentarzy

  • Agnieszka

    Stany to wciąż podróżnicze marzenie, którego realizację mam przed sobą. I choć słyszałam o LA wiele negatywnych opinii, sądzę, że każdy choć raz powinien zobaczyć to miasto na własne oczy! Dzięki za ten wpis, jest bardzo inspirujący i na pewno przyda mi się pewnego dnia. 🙂

  • Paulina

    Jest to pierwszy wpis o Los Angeles, który ewidentnie jest inny niż wszystkie, które widziałam do tej pory.
    Ale mimo wszystko, muszę przyznać, że LA wciąż nie znajduje się w kręgu mojego zainteresowania 😀 nawet Święto Kwitnących Głogów chyba mnie nie przekona 😀

    • Hania, kierownik wycieczki

      No dobra, przyznaję, że gdybym miała wybierać między L.A., a Świętem Kwitnących Głogów, to chyba bym dała temu Hollywood jeszcze jedną szansę 😉 A chyba najbardziej czaruje tam to, że wreszcie widzisz na żywo, to, co tyle razy mogłaś widzieć na filmach – nawet jeżeli nie jest najciekawsze, robi efekt 😀

  • Julia

    Podobne wrażenia z LA – szczególnie z Alei Gwiazd i okolic. Brzydko, brudno, beznadziejnie. Downtown, gdzie poczuć się jak w Mexico City w gorszym wydaniu. Generalnie LA średnio nam przypasowało, a dodatkowo mieliśmy wypadek samochodowy, więc raczej nie wrócimy.

  • MagdaM

    Jak zawsze ciepło, z humorem i w sedno 🙂 umiarkowany zachwyt nad stolicą filmu, własne ścieżki w tymże i prywatny wehikuł czasu. A to wszystko w jednym, Haniowym wpisie. Dla mnie bomba 🙂

    • Hania, kierownik wycieczki

      Magda, wyrzeźbię Ci medal dla Czołowej Motywatorki 🙂 Dziękuję i strasznie się cieszę, że mogę tu zawsze liczyć na Twoją obecność i ciepłe słowo!

      • MagdaM

        Weeeeź, aż się zarumieniłam z lekka…
        A od medalu wolę wiesz co ;P
        I do tego wino z pewnej lubelskiej winnicy (wstyd przyznać, ale jeszcze nie kosztowałam…)

Powiedz mi, co myślisz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.