Kilometr 11 531: o monogamii, lemurach i Ojcu Chrzestnym
Różnice kulturowe w Iranie
– Mister Peter, but I want to kiss you! – wykrzyknął zasmucony Mohammad dowiedziawszy się, że w Polsce męskie czułości ograniczają się do mocnego i soczystego uścisku dłoni. Wreszcie po dwóch dniach, kiedy już odprowadzał swoich pierwszych poznanych Europejczyków na dworzec autobusowy, odważył się zapytać o nurtujące go kwestie i odpowiedzi nie do końca mu się spodobały.
– A czy kobiety w Polsce się irytują, gdy ich mąż się drugi raz żeni?
– Nooo, w gruncie rzeczy, raczej tak…
– Ale dlaczego? – przez twarz przebiegł wyraz zdziwienia.
Monogamia jest zabawnym tematem w Iranie. Teoretycznie mężczyzna może poślubić cztery żony, pod warunkiem, że każdej z nich zapewnia równy i dobry byt oraz traktuje je jednakowo. W praktyce oczywiście niewielu jest takich samobójców, a i kobiety postukają się w głowę, kiedy zapytać o ich opinię na ten temat. Mocno uogólniając temat, to, że zgodnie z Koranem (a tym samym prawnie) różne rzeczy są przyjęte, nie oznacza, że społeczeństwo się do nich stosuje bez mrugnięcia okiem. Przykład? Żona na godzinę, na tydzień, na kilka lat. Powiedzmy, irański Barney Stinson może wybrać się do baru ze swoim skrzydłowym, poznaje miłą dziewczynę, a skrzydłowy, przy znajomości odpowiedniej formuły może zalegalizować ich związek na czas dowolny. Czy tak się dzieje w normalnym życiu? No, nie.
– Ile masz pieniędzy na koncie?
Oczy szeroko otwarte.
Przyzwyczajmy się. Nie istnieje coś takiego, jak niestosowne pytanie, przynajmniej nie w rozumieniu europejskim. Jeżeli kogoś interesują twoje finanse, to o nie zapyta, a skoro przyjechałeś z raju, jakim jest Europa, to zapewne masz tam skarbiec z trampoliną.
– Jesteście ze sobą spokrewnieni?
– Ale że co?!
– No, czy jesteście kuzynami?
O rety rety rety… W islamie związki między kuzynostwem są mało, że przyjęte, wręcz błogosławione i wyjątkowe. To coś nowego!
– Czy rząd wam coś może zrobić, kiedy się dowie, że nie było się u spowiedzi? – pyta dalej Mohammad.
Oczy jak u lemura.
No faktycznie, jak się nad tym chwilę zastanowić, to całkiem logiczne pytanie. Dla Irańczyka naturalnym jest, że bycie prawowitym obywatelem musi być jednoznaczne z posłusznym praktykowaniem islamu, przynajmniej pozornie. Czy każdy Irańczyk jest praktykującym muzułmaninem? Tak samo, jak każdy Polak jest praktykującym katolikiem. Niestety dla nich, w państwie oficjalnie rządzonym religią żyjąc, muszą lepiej udawać. Jeżeli kogoś interesuje posada rządowa, dajmy na to nauczyciela matematyki, na rozmowie kwalifikacyjnej nikt nie sprawdzi umiejętności całkowania ani nawet podstaw dydaktycznych. Aplikant zostanie natomiast przewałkowany ze znajomości Koranu oraz bycia dobrym muzułmaninem. Dobrze grając swoją rolę, taki nauczyciel-aktor może edukować młodzież aż do emerytury, ale jeśli po drodze zostanie przyłapany na schabowym (żartuję, w Iranie nie ma schabowych), albo nieodmawianiu pięciu modlitw dziennie – żegnaj praco z rządowymi benefitami.
Nie ma jednego Iranu.
Łatwiej się żyje osobom wierzącym i bardzo praktykującym, bo to, co dla innych jest dziwactwem i męczącym obowiązkiem, dla nich wynika z wiary i potrzeby serca. Pozostali żyją prawdziwie tylko w domu: mogą ściągnąć chusty, płaszcze, założyć krótkie spodenki, wyciągnąć z szafy baniak ze świeżo sfermentowanym winem i nalać sobie lampkę, włączyć program maskujący IP komputera i sprawdzić, co słychać na wszystkich cenzurowanych portalach, obejrzeć jak Ojciec Chrzestny popija swoje wino, a nie sok pomarańczowy, radząc Michaelowi, jak dbać o rodzinę, albo jak niewidomy Al Pacino uczy młodsze pokolenie tańczyć tango, a potem potańczyć samemu do upadłego i iść spać.
Jeden Komentarz
Pingback: