styczeń
Haj fajw

Styczeń Digest

Ha! Dotarły do mnie głosy, że tak się rozkręciłam z pisaniem, że niektórzy nie nadążają! No i trochę jest mi przykro, bo jednak liczyłam na to, że priorytety to macie bardziej zdefiniowane, ale z drugiej strony rozumiem, praca, dzieci, pies… Nie samymi HiHotami człowiek żyje. Chlip. Więc niniejszym wychodzę Wam naprzeciw i oto przed Wami Styczeń Social Media Digest. Przypomnę tu ulubione teksty z bloga, podsunę śmiechotki z fanpage’a i co fajniejsze foty z instagrama i uspokoję, że jeżeli przeoczyliście moją twórczość na twitterze, ewentualnie na innych platformach społecznościowych, to dlatego, że nic tam nie napisałam.

Styczeń zaczęliśmy klasycznie, od podsumowania poprzedniego roku.

A wierzcie mi, było co podsumowywać!

Wersja rozgadana tu (KLIK!), a wersja skrócona tutaj:

Geograficznie, to jasne, że królowały Stany.

Stany będą na blogu królować jeszcze przez dłuższy czas, bo włóczyliśmy się po nich pół roku, a na blogu dopiero zaczynamy wyjeżdżać z Kalifornii (spoiler: i tak jeszcze do niej wrócimy).

Zaczęliśmy od dziwacznego Slab City, wolnego miasta hipisów na środku pustyni (KLIK!).

Potem ponapawaliśmy się klasycznym amerykańskim road trip’em wzdłuż pacyficznej „jedynki” (KLIK!).

I zatrzymaliśmy się na dłużej przy najpiękniejszym chodniku Kalifornii. Możecie kwestionować mój wybór najpiękniejszej podłogi, ale będę potrzebowała dowodów.

Rzeczoną jedynką wjechaliśmy do kompletnie odmiennej strefy klimatycznej i uprawialiśmy morsowanie w San Francisco (KLIK!).

Ale potem już się dogrzaliśmy od środka, bowiem czekała na nas Napa Valley, w której przeprowadziliśmy bardzo porządne degustacje, jak na amerykańską stolicę wina przystało (KLIK!).

Po Stanach z jakiegoś niewyjaśnionego powodu moje social media zdominowały Chiny.

Musi wirus.

Nabijaliśmy się z tego, jak zaserwowano mi wino z ryżu w woreczku:

Edukowaliśmy się w kwestii tego, gdzie ten ryż na powyższe wino wyrósł:

I analizowaliśmy swoje chińskie przeciwciała:

No i jeszcze w międzyczasie przeprowadziłam tyradę na przephotoshopowaną wizję świata, case study: tęczowe góry w geoparku Danxia w Zhangye:

Poza tym, to rozpoczęliśmy na blogu nowy cykl – „co warto gdzie”.

Na pewno nie znajdziecie w nim przepisywania przewodników i trip advisora, bo święcie wierzę, że nie jestem pierwszą osobą, która te miejsca odwiedziła (mój wewnętrzny Kolumb płacze) i w internecie są już dostępne informacje o atrakcjach przewodnikowych, opisach muzealnym, a może i nawet najciekawszych szlakach pieszych. Znajdziecie za to dawkę inspiracji, kopa kulturowego, pomysły mniej typowe i – jak zawsze – sporo uśmiechu.

W ankiecie zdecydowaliście, że na pierwszy ogień ma pójść Kirgistan.

No i poszedł (KLIK!).

A chwilę później skoczyliśmy do Iranu i też było fajnie (KLIK!).

O, zatrzymajmy się tu chwilę dłużej, bo na insta Wam jeszcze podrzucałam jedne z moich ulubionych irańskich zdjęć:

Słuchajcie, na ten cykl to ja mam całe mnóstwo pomysłów i mam ogromną nadzieję, że go polubicie 😊 Już się razem w facebookowej dyskusji zastanawialiśmy, którymi miejscami się zajmiemy w lutym – zdecydowanie na pierwsze miejsce wyskoczyła Nowa Zelandia, a drugą pozycję zajęła Portugalia. Ani trochę Wam się nie dziwię, że tak wybraliście 😉 Fanów pozostałych proponowanych kierunków chciałam uspokoić i pogłaskać po główkach. Będą też, tylko trochę mniej wkrótce.

O, a tutaj to dopiero mamy sytuację!

Wiecie, że można mnie będzie coraz częściej spotkać na prelekcjach podróżniczych? No, serio, jeżeli ktoś uważa, że dużo piszę, to powinien przyjść i się przekonać, że gadam jeszcze więcej.

Dzisiaj (DZISIAJ!) spotkamy się w bibliotece w Katowicach żeby się przekonać, że nawet taka ciapa, jak ja może się zmierzyć z Himalajami. Chodźcie, bo ten Yading, który właśnie zdobywałam, jest taki śliczny!

A że powyższe spotkanie odbywa się w ramach Festiwalu Góry-Literatura, to pojawia się na nim sporo fantastycznych osób i muszę Wam powiedzieć, że takiej dumy, jak po przeczytaniu tego posta, to dawno nie czułam:

Żarcie!

Było też gastronomicznie i bardzo, bardzo pysznie! Wpis o najsmaczniejszych daniach świata zdeklasował popularnością wszystkie pozostałe styczniowe wpisy (KLIK!), a jedzeniowe posty na facebooku i instagramie pozbierały od Was najwięcej serduszek. Wcale się nie dziwię!

Recykling

W krótkich odstępach między materiałami zupełnie nowymi podrzucam Wam też zrecyklingowane starsze wpisy, które bardzo lubię, a które w archiwum zakopały się na tyle głęboko, że tylko ja potrafię do nich sięgnąć, toteż odgrzebuję, podrzucam ponownie i cieszy mnie niezmiernie, że je przygarniacie z entuzjazmem! Na facebooku teksty są w całości, na insta muszę je skracać, bo twierdzą, że jestem za bardzo gadułą.

Tu wracamy do metafizycznego wydania Melaki (KLIK!).

Tutaj zachwycamy się pobytem na najlepszym lotniskiem świata i tłumaczymy, dlaczego bez tego doświadczenia wizyta w Singapurze się nie liczy:

A tutaj wracamy do Australii i przypominamy sobie jedne z najbardziej szajbniętych przygód, które zafundowało nam autostopowanie.

No a jak już przy autostopie jesteśmy, to patrzcie, jakie wyzwania przede mną jeszcze w tej dziedzinie stoją!

Merytorycznie o palniku

Tydzień temu na bloga wjechał wpis, który okazał się potrójnie ważny (KLIK!). Po pierwsze, jest rewelacyjnym (skromność zamierzona) poradnikiem na temat niskobudżetowego naprawiania prawdopodobnie najlepszej na rynku kuchenki wielopaliwowej. Po drugie, udowadnia ostatecznie, że postać MacGyvera była wzorowana na moim mężu. Pierwszy odcinek wyemitowano we wrześniu 1985, Piotrek miał już wtedy 1,5 roku i obstawiam, że wymiatał. A po trzecie, wielu z Was zauważyło, że przez przypadek doskonale wpisaliśmy się tym wpisem w ideologię zero waste, bo naprawiamy zamiast wyrzucać. Słuchajcie, reanimowanie starych rzeczy jest dla nas obojga tak naturalne, że nawet mi nie przyszło do głowy, że ktoś nas za to może pochwalić, ale to oczywiście bardzo miłe 😊

Przy okazji facebookowego posta z winem w woreczku zostałam wywołana do tablicy przez @agrafkageografka.pl i poproszona o opowiedzenie o naszym podejściu do świadomego podróżowania i dbania o środowisko w trakcie podróży. Jeżeli macie do tego tematu jakieś pytania i komentarze, walcie śmiało, bo pewnego lutowego dnia pogadamy sobie o naszym bardzo przypadkowym trzyletnim życiu zero-waste.

No i HiHoty!

A żebyście nie myśleli, że u mnie to cały czas długie wywody i – co gorsza – posty informacyjne, to jeszcze wróćmy do tych rzeczy, z których się najgłośniej śmialiśmy w zeszłym miesiącu:

Najsłodsza przyjaźń świata przyrody:

Żenujące nagranie mojego treningu z Chodakowską:

Dokąd tupta nocą gekon? – pytam ja.

Po warzywa i po bekon – odpowiada Marcin, czym niniejszym wygrywa beznagrodowy konkurs na komentarz miesiąca.

I jedno z najbardziej trafnych i dowcipnych TEDex-owych wystąpień wszechczasów, z którym się tak strasznie utożsamiam, że nawet Wam nie będę mówić, jak wygląda mój proces przygotowywania prelekcji albo nowego tekstu, bo ten pan to opisał idealnie:

Ach, i jeszcze jedno!

To co prawda akurat się wydarzyło pod koniec zeszłego roku, ale może ktoś przeoczył i ma ochotę wrócić do mojej rozmowy z Dorotą na temat wolontariatu na rajskiej wyspie w Kambodży (KLIK!)?

No dobra, muszę Wam przyznać rację.

Patrzę na ilość materiałów, które naprodukowałam w tym miesiącu i szczerze się dziwię, że ktokolwiek z Was nadąża z czytaniem. Przyda nam się taka comiesięczna kompilacja wpisów, nie?

Jeden Komentarz

  • MagdaM

    Fajnie, że nadążasz z produkcją 😉 I jak patrzę na to podsumowanie, to chyba udało mi się zdążyć z czytaniem 😉 Zero waste i kolejne prelekcje oraz sekwoje i Portugalia- czekam! 😀

Powiedz mi, co myślisz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.