Co się działo w 2019
Rok 2018 żegnaliśmy przecinając tanecznym krokiem ulice Boca Raton na Florydzie, zawierając nowe przyjaźnie, pijąc (po raz ostatni w życiu, serio!) zdecydowanie za dużo szampana i zawieszając kolejnemu rokowi nierealnie wysoką poprzeczkę. To co, pokusimy się o małe podsumowanie roku 2019?
Ja się tu właśnie pakuję na sylwestra, zaraz śmigamy do przyjaciół w Warszawie, a w międzyczasie kontempluję tegoroczne wydarzenia i stwierdzam:
2019 udźwignął presję. I to jak!
Chodźcie, patrzcie, słuchajcie – co fajnego, nostalgicznego, śmiesznego, dziwnego i niespotykanego działo się w 2019.
1. Pożegnanie z Burakiem
Zaczęliśmy rok od trudnego pożegnania… Spędził z nami połowę poprzedniego roku, wnosząc w naszą podróż komfort i przytulność. Nasz nieutrudzony towarzysz amerykańskiej przygody został domem dla swojego nowego człowieka. Chlip, tęsknię do dzisiaj.
2. Lecieliśmy w kokpicie pilota
Czyli szklanka do połowy pełna w praktyce 😀
Bo chwilę wcześniej, dopłynąwszy do portu w Turks i Caicos, w umiarkowanie ciepłych stosunkach pożegnaliśmy się z Kapitanem Sześciopak Piwa Na Śniadanie, zaraz potem pan Ważny Agent Imigracyjny głowił się długo, czy zaklasyfikować nas jako dezerterów z łodzi, czy lepiej jako nielegalnych imigrantów, ale w końcu uznał, że wszystko jedno, bo za jedno i drugie nas deportuje, tylko sobie wcześniej pokrzyczy i pogrozi różnymi scenariuszami, bo na Turks i Caicos chyba rzadko się coś dzieje, to przynajmniej rozrywki mu dostarczymy.
No i ja bardzo lubię ludziom dostarczać rozrywki, ale niekoniecznie kosztem swojego i piotrkowego zdrowia i spokoju, toteż doświadczenia te chciałam najpierw kompletnie wyprzeć z pamięci, ale jak się okazało, że z przekroczeniem bramek lotniskowych odeszło nasze społeczne naznaczenie dezertersko-imigranckie, za to posadzono nas w kabinie pilotów w semi-prywatnym samolociku-zabawce, to postanowiłam jednak wszystko zapamiętać. Technicznie rzecz ujmując, to był pierwszy rząd za pilotem, ale jak będę opowiadać te historię za kilka lat, to już będę siedziała pilotowi na kolanach, a za kilkanaście – to Piotrek będzie pilotem.
3. Odczarowana rajskość Karaibów
Magiczne Karaiby, romantyczne, puste, ciągnące się kilometrami plaże, kojące dźwięki ukulele dochodzące z jedynego na wyspie baru… Czy istnieje bardziej idealne miejsce na drugi miesiąc miodowy?
Owszem, prawie każde inne. Wyspy Dziewicze, Bahamy, czy Turks i Caicos mogą być pocztówkowe i luksusowe, jeżeli przyjezdni są przygotowani na zainwestowanie w urlop kilkunastu tysięcy dolarów, ulokują się na prywatnej wyspie albo w zamkniętym resorcie i nie wychodzą poza jego teren, chyba że na zorganizowane wycieczki, dają się rozpieszczać konsjerżowi, codziennie zamawiają inny pakiet spa, a drogę z i do lotniska pokonują z zamkniętymi oczami.
4. Przepłynęliśmy Atlantyk!
Dwunastometrową żaglówką, czteroosobową załogą. Cały Atlantyk! Najpierw nie zgubiliśmy się w Trójkącie Bermudzkim, potem nie zwariowaliśmy nie oglądając lądu aż do Azorów, dalej wypatrywaliśmy kanału La Manche, a na koniec udało nam się nie utknąć w korku przed Amsterdamem.
Matko, jakie to było trudne! Były momenty hiperekscytacji – kiedy wieloryb sunął leniwie zaraz za łodzią, kiedy całe stada delfinów bawiły się z dziobem, kiedy na głębokim oceanie udawało się złowić majestatyczną złotą makrelę. Były całe dnie znużenia, kiedy aż po horyzont ocean miał ten sam burawo-niebieski kolor, wiatr sunął nami w tym samym kierunku i tym samym tempem, a my po raz szósty w tym tygodniu jedliśmy makaron z sosem z puszki. No i były chwile porządnego przerażenia, kiedy w sztormie fale grzmociły nas po twarzy, kiedy urywały się żagle, spadał bom, a to wszystko w towarzystwie nieodstępującej niektórych z nas nawet na krok choroby morskiej.
Wiem doskonale, że nie byłam na tej łodzi najbardziej kluczową załogantką i nie ze wszystkimi wyzwaniami poradziłam sobie tak, jakbym tego chciała, ale wiecie co? Czuję się, jakbym weszła na Everest i jestem z siebie dumna, że hej.
5. No i zwierzaki!
Wypatrywanie dzikiego zwierza w środowisku naturalnym jest dla mnie zawsze jednym z topowych wydarzeń roku! 2019 odbył się pod znakiem wodnika 😀 Były głaskane płaszczki, były miziane rekiny wąsate, były obserwowane z bezpiecznej odległości żarłacze białopłetwe, były zawierane piękne przyjaźnie z delfinami i był wyrażany szacunek w kierunku humbaków, które trochę nas polubiły, ale nie aż tak, żeby potem zapraszać na święta. A Piotrek sobie coraz lepiej radzi jako freediver!
6. Azory – nasza nowa miłość
Nie jestem na 100% pewna, czy w Azorach zakochaliśmy się dlatego, że są cudownej urody Azorami, czy dlatego, że od trzech tygodni nie widzieliśmy żadnego lądu i nawet wylądowanie na Wielkiej Pacyficznej Wyspie Śmieci by nas wzruszyło, no i dopóki tam nie pojadę po raz drugi jakimś szybszym i mniej bujającym środkiem transportu, to się nie dowiem, ale póki co śmiem twierdzić, że odnaleźliśmy swój raj na ziemi i już wiem, gdzie chcę spędzić emeryturę. A może i parę lat przed nią 😉
7. Wreszcie Woodstock!
Pierwszy raz w życiu na Woodstocku! No ja nie wiem, od ilu lat już się wybierałam! Tym razem, wracając do Polski po trzech latach mieszkania w namiocie i liczenia na to, że obcy człowiek mnie podrzuci kawałek dalej uznałam, że właściwszy moment na spędzenie trzech dni na turlaniu się w błocie, przytulaniu nieznajomych i staniu w kolejce po jedzenie od krisznowców raczej nie nastąpi 😉.
Wnioski? O takim natężeniu radości, słoneczników, pozytywnych emocji, kolorów i poczucia braterstwa w akompaniamencie świetnej muzyki ostatnio słyszałam w kontekście festiwalu Kolorowe Dni z Fasolkami. Ale nie byłam, to nie porównam.
Ekhem. I wiecie, że na całym festiwalu nie zrobiłam ANI JEDNEGO zdjęcia? Bloger level pro.
8. Podróż po podróży
Coś takiego wydarzyło się po raz pierwszy. Ile razy przez ostatnie trzy lata rozbijaliśmy namiot w innym miejscu każdej nocy miesiąca, przemieszczaliśmy się po kilkaset kilometrów dziennie, zmienialiśmy kraj co kilka-kilkanaście dni? Nie zliczę. Ale zawsze było to w miarę zgodne z naszym wewnętrznym tempem. Po zakończeniu rejsu w niemieckim porcie w Kiel dotarliśmy do mojej mamy i poczuliśmy, że wróciliśmy do domu.
I co? Już dwa dni później byliśmy znowu w trasie, a w ciągu kolejnych trzech miesięcy przejechaliśmy ponad osiem tysięcy (!) kilometrów, spotykając się z rodziną i przyjaciółmi, załatwiając zobowiązania, bawiąc się na Woodstocku i AUTENTYCZNIE, PIERWSZY RAZ W ŻYCIU usiedliśmy pewnego wieczora u mamy na kanapie i nie potrafiliśmy sobie przypomnieć, skąd wróciliśmy poprzedniego dnia. Normalnie, jak gwiazdy rocka na tournée. Tylko bez fanów. Za to z barszczem i ogórkami małosolnymi w każdym domu 😉.
9. Święta w domu
Rety, pierwszy raz od czterech lat widzę mamę w święta na żywo!
10. Zderzenie z codziennością
No, jeżeli sobie myślicie, że ja wróciłam do domu i tydzień później już siedziałam za biurkiem w ołpen spejsie okolicznego korpowieżowca, to nie, nie macie racji. Wykombinowanie po takim czasie włóczęgi swojej przyszłości na nowo to wyzwanie potężne, trudne, ale też szalenie ekscytujące – głowa pęka mi od pomysłów, niektóre już zaczęłam wcielać w życie 😀 A co najbardziej niesamowite, nie tylko wymyśliłam, jaka jest moja praca marzeń, ale nawet ją odnalazłam i zaczęłam się już do niej rekrutować – trzymajcie kciuki, opowiem, jak tylko sprawy posuną się do przodu!
Wiecie co, ze wszystkich stron słyszę, że przeżyłam swoją podróż i przygodę życia.
A ja trochę potakuję, no bo wiadomo, że mnie rozpiera radość ze spełnionego marzenia, duma, że podołałam i poznałam się lepiej, bo trudnych momentów było zatrzęsienie, szczęście, że nasza relacja z Piotrkiem się w przepiękny sposób ucementowała i darzymy się nawzajem najwyższej jakości zaufaniem, a trochę sobie myślę, że to dopiero jedno z marzeń i że wcale nie wyczerpałam swojego limitu na przygody 😉. Nie mogę się doczekać, co wymyślimy dalej!
11 komentarzy
Magdalena Krychowska | OkiemMaleny.pl
Rzeczywiście szalony rok. Pełen przygód i wrażeń. Życzę, aby następne były równie ekscytujące 🙂
Patryk Zieliński
Takiego roku to można pozazdrościć!
Fit Ania | born2travelpl
Jak ja uwielbiam Twój styl pisania! Piękne podsumowanie, piękny rok, niesamowite przygody i tyle wspaniałych miejsc! 🙂 Powodzenia w 2020 z nową pracą i dalszym spełnianiem marzeń, trzymam kciuki! 😉
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki za taaaaki miły komentarz 🙂
Nasz Mały Świat
Ale pozytywnie! Azory to nasze mega marzenie!!! A najbardziej zazdro (takie pozytywne:D) to lot w kokpicie!!!!!!!!!
Mrs Mill
Działo się u Was, działo 🙂 Mnie natomiast (jako miłośnika) zachwycił wiatrak na Maderze. Czy opisałaś, gdzieś na blogu to miejsce?
Hania, kierownik wycieczki
To Azory 🙂 jeszcze tam z relacją nie dotarłam, bo podróż opisuję względnie chronologicznie i jestem na razie w Kalifornii, więc chwila minie zanim blog za nami nadąży, ale chętnie Ci opowiem prywatnie – odezwij się :)!
Renata
Wow, to nasuwa mi się jako pierwsze, bo to tylko rok czasu aby to wszystko pomieścić. Gratuluję, podziwiam, mam wielki szacunek do ludzi, którzy pragną żyć a nie wegetować. Na pewno takie podróże niosą też wiele trudnych chwil o których zazwyczaj się nie pisze, bo zresztą i po co, ale tym bardziej podziwiam za wytrwałość i wychodzenia na przeciw trudnościom. Czytam Cię od niedawna ale warto było Cię znaleźć, bo są momenty, kiedy człowiek patrzy na swoje rozpisane na kartce plany podróżnicze, na wykupione pół roku wcześniej bilety lotnicze i zaczyna mieć wątpliwości “po co to wszystko”. I wtedy trafia się na taki post jak Twój i mimo, że nie ma tu odpowiedzi to odpowiedź się znajduje..
Pięknego życia w tym Nowym 2020 Roku dla Was oboje. Niech będzie taki jaki ma być z każdą emocją, z każdą trudnością i z każdym pięknem.. 🙂
Renia
Hania, kierownik wycieczki
Renata, pięknie Ci dziękuję za Twój komentarz, ale mi sprawiłaś radość!
MagdaM
Oj, dobrze, że mówisz, że to dopiero początek! I to z jakim przytupem 😉 to jak z tym budowaniem napięcia- najpierw trzęsienie ziemi, a potem…napięcie rośnie 🙂 czekam teraz na wiadomości o zderzaniu z codziennością i o pracy marzeń- trzymam kciuki i ściskam sylwestrowo!
Ps. Właśnie przypomniał mi się Sylwester w Katowicach, dawno dawno temu 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Łomatko, jak to dawno temu było :D! Z pracą – ja też już przebieram nóżkami, ale oficjalna rekrutacja się jeszcze nie zaczęła, więc swoje muszę wyczekać 🙂