10 rzeczy, które warto w Nowej Zelandii (i 3, których nie warto)
Czy mamy na sali kogoś, kto z ręką na sercu może powiedzieć, że meh, Nowa Zelandia go nie kręci i nie ma ochoty tam jechać? Dla mnie była celem numer jeden. Kiedy łapaliśmy swojego pierwszego w trzyletniej podróży stopa spod domu i kierowca zapytał – dokąd? – powiedzieliśmy, że do Nowej Zelandii. Wyidealizowałam ją sobie, jak ten kawałek tortu, który następuje po półrocznej diecie. Czy sprostała tym oczekiwaniom? Oczywiście, że nie, bo były nierealnie wysokie, a Nowa Zelandia jest krajem, nie rajem. Czy warto dalej mieć ją na szczycie swojej listy podróżniczych marzeń? No pewnie, że tak i teraz Wam opowiem, co warto w Nowej Zelandii.
Co warto w Nowej Zelandii
Przede wszystkim warto wypożyczyć kamper.
Mówię to ja, znana orędowniczka namiotu i autostopu. O ile autostop w Nowej Zelandii działa bardzo przyzwoicie, tak namiot nie działa wcale: wszechobecne zakazy nocowania na dziko w połączeniu z bardzo gęstym buszem i, delikatnie mówiąc, wygórowanymi cenami na polach kampingowych czynią Kiwilandię jedną z moich najgorszych namiotowych destynacji. Ceny hoteli, hosteli i mieszkań na airbnb są przy tym proporcjonalne do pól namiotowych i kamper po prostu staje się opcją bezdyskusyjnie najkorzystniejszą.
Ale oczywiście, gdyby ktoś chciał, to na airbnb i na bookingu macie ode mnie zniżki :).
A tutaj pisałam o relokacji kampera, czyli domku na kółkach za dolara dziennie.
Spędzić większość urlopu na wyspie południowej.
Ja wiem, że Hobbiton i Śródziemie[1] są na Północy i jestem pewnie jedyną osobą, która odpuściła jedno (cięcia budżetowe) i drugie (załamanie pogody), ale takie natężenie pocztówkowych krajobrazów i dzikich endemicznych zwierzy, jak na Południu, to się często na mapie świata nie zdarza i to po to przyjeżdżasz właśnie na drugi koniec świata. Idealna proporcja? 2 tygodnie na Wyspie Południowej, tydzień na Północnej. Całkiem dobrze sprawdza się też 2 miesiące tu, 1 miesiąc tam, wiem, co mówię 😉.
Zaprzyjaźnić się z człowiekiem, który korzysta z natury
To nie będzie trudne. Szalona większość Nowozelandczyków (poza tymi mieszkającymi w większych miastach) korzysta z natury, to jest – łowi ryby, uprawia ogródek i poluje na kaczki i króliki. To właśnie jedne z najpopularniejszych lokalnych zajęć i kompletnie nie wiem, co było pierwsze – hobbystyczne pozyskiwanie pożywienia, czy wybujałe ceny w sklepach, ale wskoczenie w kombinezon piankowy i dołączenie do swojego hosta na polowanie z harpunem to gwarantowana przygoda i porządna lekcja przetrwania (level: współczesność terenowa). No i można posnorklować z uchatką! Takich Nowozelandczyków z łatwością pozyskasz np. przez couchsurfing.
Jeść lokalne produkty
No i tym samym dostajemy przepustkę do prawdziwych skarbów nowozelandzkiej kuchni! Paua (stek w muszli), feijoa (coś pomiędzy kiwi, a gruszką?), kumara (odmiana słodkiego ziemniaka), kava kava (liście na pyszną herbatę, idealną z miodem manuka) – to tylko kilka produktów, których w sklepach ani restauracjach darmo szukać (chyba że za miliony monet).
Szukać zwierzyny
Kiwików poszukuje każdy i najczęściej znajduje je w kiwi-sanktuariach, bo te ptaszki są strasznie nieśmiałe i buszują przede wszystkim w nocy, ale na nich świat się wcale nie kończy, Nowa Zelandia ma TYLE fascynującego ptactwa! A do tego dochodzi jeszcze cały tabun stworzeń morskich, totalne oczarowanie!
Wybrać się na workaway, helpx lub wwoofing
Jeżeli masz chociaż trochę więcej czasu niż na szybką objazdówkę, zainwestuj go trochę w wolontariat, bo te organizacje działają fantastycznie: do wyboru najpiękniejsze lokalizacje, praca z lokalną przyrodą, w winnicach, w społecznościach artystycznych. Pracy 3 godziny dziennie (tak! W Nowej Zelandii i Australii tylko 3 godziny), a korzyści niezliczone. Wolontariat działa też spontanicznie – czasem wystarczy, że zapukasz do drzwi w miejscu, które Ci się podoba i zapytasz, czy nie szukają wwofera. Serio, sprawdziliśmy to!
Poszukać atrakcji alternatywnych
To, że najwyżej ocenianą atrakcją regionu są obiletowane świetliki w jaskini Waitomo, nie znaczy, że tych samych świetlików nie znajdziesz w innym miejscu za darmo. To, że jedno źródło termalne koło Rotorua kosztuje majątek, nie oznacza, że kawałek dalej nie znajdziesz podobnego, bez kasy i ogrodzenia. Nie wszystko, co w Nowej Zelandii płatne jest tych pieniędzy warte, dobrze jest poświęcić chwilę na research i nie zostawiać połowy portfela tam, gdzie nie ma po co.
Kupić termofor
I to pierwszego dnia. Oto kraj, w którym termofor stanowi podstawę systemu grzewczego. Żeby nie było, Nowozelandczycy nauczyli się już rozpalać ogień i czasami nawet idą się wygrzać w źródłach termalnych, ale na to, jak wpuścić naturalnie gorącą wodę do kaloryferów, to jeszcze nie wpadli. Ba, nie wpadli na kaloryfery! Jak to się dzieje, że cywilizowany, nieubogi kraj, który przeżywa chłodne, wietrzne i śnieżne zimy nie wymyślił jeszcze, że nieogrzewane domy z kartonu można by upgrade’ować, to ja nie rozumiem, toteż: kup termofor.
Ewentualnie wykop sobie ciepły basenik.
Gapić się w niebo
Podobno najpiękniejsze niebo jest w obserwatorium w Tekapo. Guzik prawda, bo obserwatorium wcale nie ma monopolu na niebo 😉 Brak sztucznych świateł, czysta atmosfera, idealne warunki do wypatrzenia rekordowej ilości gwiazd – do „rezerwatu ciemnego nieba” najlepiej pojechać, kiedy księżyc jest w nowiu, inaczej przyćmi całą drogę mleczną.
Chłonąć krajobrazy
Pocztówka za pocztówką. Cudnymi widokami Nowa Zelandia stoi i wejście na niemal każdą skałę zaowocuje. Najpiękniejsze trasy trekkingowe kraju znane są jako Great Walks, w zależności od szlaku należy na nie poświęcić od 2 do 7 dni i zarezerwować miejsce w chatce na trasie z wyprzedzeniem, bo są dość popularne. Alternatywnie – pamiętać, żeby opłacić koszty campingu, bo nawet, jeżeli wydaje Ci się, że rozbijasz namiot na pustkowiu, rano zjawi się strażnik z mandatem. Wysokim.
A czego nie warto w Nowej Zelandii?
Degustować lokalnego jedzenia w knajpach
Oj, na pewno nie ma co się nastawiać na uczty w lokalnych knajpach. Fish & chips (smażony w głębokim tłuszczu filet z frytkami), meat pie (babeczka z nadzieniem z mięsa mielonego), sausage roll (kiełbasa w cieście francuskim), ciastka typu scone… Brzmi znajomo? No właśnie, jak już ktoś bardzo gustuje w takich smakach, to wycieczka do Anglii wyjdzie taniej. A największą lokalną dumą jest wypracowany osobiście przez Nowozelandczyków smak lodów hokey pokey. Są to lody waniliowe z lekko gąbczastym honeycomb toffee. Naród wciąż czeka na Nobla.
Przepłacać za adrenalinowe atrakcje w Queenstown.
To miasto potrafi w autopromocję… W Queenstown wszystkiego TRZEBA spróbować, bo to światowa stolica sportów ekstremalnych i jak to tak, przyjechać i nie skoczyć na bungee (180$)? Nie polatać paralotnią (200$)? No to może przynajmniej rafting (215$)? Nie twierdzę, że nie będzie fajnie, bo okolica oferuje spektakularne widoki i cały wachlarz możliwości, żeby je podziwiać pod każdym kątem, od góry i od spodu, ale jeżeli liczysz się choć trochę z budżetem, to – spoiler – bez skoku ze spadochronem (560$) wizyta w Queenstown też może być udana. A i tak będzie droga.
Spędzać czasu w Auckland.
Z 4,8 mln ludzi w Nowej Zelandii 1,7 mieszka właśnie tam – w wielkim betonowym zaprzeczeniu tego wszystkiego, po co przyjechałeś właśnie na antypody. Jeżeli tam właśnie lądujesz, przebiegnij się po centrum dla przyzwoitości i śmigaj w którymkolwiek kierunku 😉.
No i jeszcze nie warto nastawiać się, że to absolutnie na 100% będą wakacje Twojego życia i nigdy nie widziałeś i nie zobaczysz niczego cudniejszego. Bo Nowa Zelandia jest piękna, ale takiej presji, napięcia i konkurencji nikt by nie wytrzymał.
To jak, dopiszesz coś do mojej listy? Co warto w Nowej Zelandii według Ciebie?
A może właśnie planujesz wyjazd? Opowiadaj!
[1] Czyli Tongariro Alpine Crossing.
12 komentarzy
janusz
new zealand. słowo. jak sie tłucze szutry, czyli jedzie wszędzie, czego wielu nie robi. a najgorsza ta cena baraniny, o czereśniach nie wspominając!!
janusz
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby
Hania, kierownik wycieczki
Oho, widzę, że Ci mocno NZ zalazła za skórę! Rozumiem frustrację – ceny absolutnie kosmiczne, a mandaty za nocleg na dziko fatalne, mimo wszystko widoki potrafią podnieść morale. Słaby zasięg i meszki mnie aż tak nie uwierały, bo byłam zimą i mogłam sobie pozwolić na schowanie telefonu na dno plecaka, ale te 90% kraju i 100km to Ci się chyba machnęło z Australią 🙂
Marcin Wesołowski
Dosłownie wczoraj rozmawiałem z kolegą na temat Nowej Zelandii. Mówię do niego, że spoko, ale to tak cholernie daleko. Przekonywał, że naprawdę warto. Teraz wchodzę tu i widzę to. I nadal się zastanawiam – warto? Jak ktoś przejechał Norwegię, Grenlandię, Svalbard, Arktykę – warto tarabanić się aż tak daleko, czy można sobie zaserwować zawód?
Hania, kierownik wycieczki
Potężnym atutem Nowej Zelandii jest ogromne zróżnicowanie pięknych krajobrazów na stosunkowo małej powierzchni, np. lodowiec i las deszczowy zaraz koło siebie i to we fjordzie 😉 Akurat Svalbardu i Grenlandii bym w to nie mieszała, ale Islandia + Norwegia + Zachód Stanów + Władca Pierścieni i jakieś sanktuarium dla rzadkiego ptactwa i już Cię raczej niewiele zaskoczy. Nie wierzę, że ktoś, kto ma realistyczne oczekiwania wobec Nowej Zelandii będzie nią zawiedziony, problem polega na tym, że właśnie tak wiele osób ją idealizuje.
antekwpodrozy.pl
Zaczynam rozmyślać o Nowej Zelandii, więc twój artykuł jest jak znalazł 🙂
No to fru!
Powiem Ci, że ja też sobie tę Nową Zelandię tak wyimaginowalam, że jest dla mnie totalnie odjazdowym rajem na ziemi. Ciekawa jestem jakie będą wrażenia na żywo 😉
Hania, kierownik wycieczki
Ajajaj, to niebezpieczne podejście, ucz się na moich błędach 😀 Na pewno będzie pięknie, ale pohamuj trochę wyobraźnię 😉
Dee
Zdziwilas mnie tym jedzeniem w knajpach, bo czesto wlasnie w angielskich pubach jedzenie, to typowo angielskie jest lepsze niz gdzies indziej. Tzn mam na mysli glownie niezalezne knajpy, a nie sieci.
Za tekst dziekuje, planuje Nowa Zelandie, to sie przyda.
Hania, kierownik wycieczki
Oj, bo ja w ogóle nie jestem fanką angielskiej kuchni… Być może te posiłki będą dla wielu osób miłym doświadczeniem, ale mnie jakoś uwiera jechanie na drugi koniec świata z nadzieją na nowości kulinarne i zderzenie się ze smażoną rybą w gazecie 😉
Jasiek - Popstrykane Podróże
Nz cały czas przede mną. Zdjęcia genialne a i lista zacna! Będę tu wracał! 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki <3! Wracaj koniecznie, no i widzimy się na piwie 😀