luty
Haj fajw

Luty Digest

Jeżeli Wam się wydaje, że w lutym produkowałam się nieco mniej intensywnie niż w styczniu, to oczywiście macie rację, ale to jest związane z trzema bardzo istotnymi czynnikami:

  1. Luty jest krótszy niż styczeń. Nawet w tym roku.
  2. Nie mam w domu internetu i chodzę tworzyć posty do mamy.
  3. Może i trochę mniej pisałam, ale za to więcej gadałam, no i o tym też Wam zaraz powiem.

Na pewno bardzo się boicie, że przegapiliście jakiś post ze stycznia, pogubicie się teraz, stracicie wątek i w ogóle nie będziecie wiedzieli, gdzie się mamy teraz na świecie szukać. No to nic się nie martwcie, bo po pierwsze, tego nikt nie wie, skoro w każdym miesiącu Was teleportuję do pięciu różnych krajów, a po drugie, tutaj znajdziecie Styczeń Digest (Klik klik!) i jeszcze moje najgłupsze zdjęcie, które tenże post w Social Mediach zapowiadało, też znajdziecie:

Ileż to słodkości przyniósł nam luty!

Najważniejsze święto miesiąca – Tłusty Czwartek – świętowaliśmy hucznie za pomocą najlepszych i najgorszych słodyczy świata (Klik klik!), na facebooku opowiedziałam Wam wzruszającą historię najsmaczniejszego pączka świata:

No i jeszcze Was przestrzegałam przed tymi słodkościami, których lepiej unikać:

No a ze słodkości, to luty przyniósł nam jeszcze Walentynki, a wraz z nimi przeprowadzkę do naszego uroczego, kolorowego mieszkanka, które prawdopodobnie znajduje się gdzieś pod tą hałdą ubrań, rozkręconymi meblami i częściowo potarganymi kartonami.

Ale te akcje przeprowadzkowo-remontowe to mnie ogromnie cieszą – czy znacie lepszy sposób żeby się wirtualnie przenieść w kompletnie inne miejsce na świecie? No właśnie, my tu zdobywamy szczyty himalajskie, przemierzamy ulice Rio, a za pomocą odpowiedniej ilości prania nawet sobie potrafimy wyczarować klimat malezyjskiej dżungli. Komuś brakuje inspiracji? Polecam się!

No, w sumie, jak już jestem przy przenoszeniu się w inne miejsca na świecie… no to jednak jest lepszy sposób. Lepszy niż remont i przeprowadzka razem wzięte! Wydaje się niemożliwe, wiem, ale wyobraźcie sobie, że możecie się teleportować w bardzo różne miejsca przybywając na moją…

Prezentację podróżniczą!

A tych nam się w lutym całkiem namnożyło, a i w marcu kilka nas czeka 🙂 – najaktualniejszych informacji o prelekcjach szukajcie w wydarzeniach facebookowych (Klik klik!) i w wydarzeniach hihowych (Klik klik!).

No i wiecie, że jak mnie chcecie zaprosić  z prezentacją  do  siebie, to piszcie koniecznie, nie?

A tak poza tymi wszystkimi dygresjami, to na blogu pojawiło się też kilka wpisów związanych z jego wiodącą tematyką.

USA się na przykład pojawiło.

I to bardzo zacnie, bo dotarliśmy najpierw do długo wyczekiwanych sekwoi – nawet podwójnie, bo odwiedziliśmy zarówno te przy Avenue of the Giants, jak i te w Parku Narodowym Sekwoi. Tutaj (Klik klik!) dowiecie się, które wolę i dlaczego te pierwsze.

A tutaj pomaltretowałam Wam trochę karki zdjęciami:

Z ważnych wydarzeń, to wreszcie udało się nam wyjechać z Kalifornii! Pokazałam Wam kawałek wybrzeża Oregonu i cieszę się, że Wam się spodobało, bo mi też bardzo! Tutaj je znajdziecie (Klik klik!).

A poza Oregonem i sekwojami, to w Stanach podziwialiśmy jeszcze żółto-niebieski kanion Bryce:

A na instagramie gadaliśmy trochę o muralach – case study: San Francisco.

Tyle tych Stanów było, będzie jeszcze więcej, bo w marcu weźmiemy na tapetę Waszyngton i wyruszymy na poszukiwania świstaków i lodowców. Stay tuned :D!

Warto

A w cyklu “co warto gdzie?” pojawiły się na zamówienie dwie śliczności: Portugalia (Klik klik!) i Nowa Zelandia (Klik klik!). Niektórzy nazbierali kawał inspiracji, inni się tylko zaślinili, ale wszyscy się dobrze bawiliśmy, i to nie tylko przy tych wpisach, bo przy towarzyszących im postach na facebooku i instagramie również.

Bo kto by się dobrze nie bawił, jak się można pośmiać z kadrowania Piotrka?

Albo ponapawać oczy hobbicimi krajobrazami?

Co jeszcze nam przyniósł luty?

Ano, poskakaliśmy trochę po Azji! To odwiedziliśmy indonezyjskie wyspy (Klik klik!), to zatrzymaliśmy się w Timorze Wschodnim i przekonaliśmy się, jakimi jesteśmy szczęściarzami.

W międzyczasie pośmialiśmy się trochę z fizjologicznego podejścia do życia Chińczyków:

I zajrzeliśmy do Mateusza, który już chyba od miesiąca nie wychodzi z domu i opowiada nam, jak wygląda życie w Shenzen w czasach coronavirusa:

Australia

Uff, Luty Digest zakończmy przepięknym monologiem Brigid w przepięknej scenerii Great Ocean Road:

A ja się już totalnie nie mogę doczekać, co przyniesie nam na blogu marzec! Dla mnie będzie to zaskoczenie takie samo, jak dla Was, albowiem przygnieciona kartonami i swoją interpretacją zero waste (właśnie remontujemy kompletnie zdezelowaną kanapę :D) nie do końca mam zaplanowane marcowe działania blogowe 😉 AAAALE na pewno obok świstaków z Waszyngtonu pojawi się zapowiedziany już miesiąc temu post o zero waste właśnie! I ta kanapa nam się tak pięknie w temat wpisuje!

Nadrabiajcie śmiało, jeżeli z czymś nie zdążyliście, a ja też idę nadrabiać po to, żebyście Wy mieli co nadrabiać w marcu. Cmok.

3 komentarze

Powiedz mi, co myślisz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.