Ciepła pierzynka sarkazmu,  Dookoła świata,  Stany Zjednoczone

O wybrzeżu Oregonu, rozmowach w toalecie i dżemie jeżynowym. Kilometr 76 738.

Werble! Zabieramy swój domek na kółkach i przeprowadzamy się z Kalifornii na wybrzeże Oregonu, które królować tu będzie na zdjęciach, ale tak w ogóle to my sobie dzisiaj pogadamy o ludziach.

No właśnie.

Czy ludzie w USA bywają dziwni? Nie wiem, ale pewnego razu w łazience publicznej jedna pani zapytała mnie, czy dużo rozmyślam, jak siedzę w toalecie. Druga pani w tym czasie w kabinie śpiewała hymn Stanów.

Życie w vanie ma bazylion zalet, ale to już wiecie, bo wychwalam tego naszego nieodżałowanego kampera Buraka regularnie. Ma też jedną poważną wadę – drastyczny spadek ilości przygód. Owszem, widzimy więcej miejsc, docieramy do nich wtedy, kiedy chcemy, zwiedzamy dokładniej i intensywniej, ale nie spotykamy przy tym prawie żadnych ludzi poza kasjerami, sprzedawcami w sklepach z częściami samochodowymi, strażnikami w parkach narodowych oraz miłymi paniami serwującymi darmową kawę na stacjach postojowych (bardzo ciepło pozdrawiamy free coffee volunteer program, dostarczył nam wielu niezapomnianych chwil, podczas których mogliśmy poczuć, jak to jest, jak cię stać na kawę na wynos); ale kompletnie nikt nas tu nie adoptuje na farmę bawołów ani nawet do domu w celu nauki wyplatania dywanów. Czy nas to martwi? Aktualnie – niespecjalnie.

Rodzina łączy siły, żeby przepchać babcię na wózku przez plażę. Spoiler: nie wyszło im.

Wybrzeże Oregonu

Z lubością niezmierzoną oddajemy się tej naszej samotni na kółkach w Oregonie, stanie o tyle sympatycznym, że:

  1. Jest chłodniej niż w Kalifornii (oprócz San Francisco, bo nigdzie nie jest chłodniej niż w San Francisco).
  2. Jest taniej niż w Kalifornii (wiecie, że w każdym Stanie wysokość VATu jest inna, a ceny na towarach nie uwzględniają podatku? No to w Oregonie efekt przy kasie jest najmniej zaskakujący).
  3. Jest równie ślicznie, co w Kalifornii.
  4. Wszyscy turyści zostali w Kalifornii.
wybrzeże Oregonu: Cape Meares
Wybrzeże Oregonu: Cape Meares

Uroku temu poszarpanemu oregońskiemu wybrzeżu, które w oddali chlupało raz po raz wielorybią fontanną, dodawały dzikie sady, uginające się od jabłek i gruszek, i ciągnące się w nieskończoność jeżynowiska, a jak myśmy tak zbierali te jeżyny, to ci ludzie tym bardziej nas nie adoptowali na farmy bawołów, bo kto normalny zbiera jeżyny, jak obok w sklepie można kupić pudełeczko za 7$?!

A jeżyny właściwie zbierały się same i wcale na nas nie czekały, bo wystarczyło podstawić garnek pod gałąź, potrząsnąć lekko i połowa spadała bez ingerencji ludzkiej. Ja się pytam: czy ktoś już na kampingu robił przetwory? Wyszło nam tych owoców takie zatrzęsienie, że słoiki poszły w ruch, no i jedyny sposób, w jaki moglibyśmy się w Stanach poczuć bardziej domowo, to gdybyśmy kupili gliniankę na ogórki kiszone oraz zamontowali śmietnik pod zlewem i półkę na kapcie.

Wybrzeże Oregonu: kraina jeżynowej obfitości

Ręce po tej jeżynowej inicjatywie miałam takie, jakbym kąpała mocno poirytowanego rosomaka, ale palce lizać, chociaż może nie tak od razu, wszak wszyscy pamiętamy to prawo Murphy’ego (nawet jeżeli nie zawsze się do niego stosujemy), że gorący dżem jeżynowy wygląda dokładnie tak samo, jak wystudzony dżem jeżynowy…

Tak właśnie powinny wyglądać wakacje.

W Oregonie wszystko jest łatwe, miłe, przewidywalne, dostępne. No i tak naprawdę, poza bordowymi i poharatanymi rękami, większość naszych przygód ogranicza się do spotkań z innymi kierowcami, co zawsze jest interesującym doświadczeniem kulturowym, może nie aż tak interesującym, jak w Wietnamie, Tajlandii, czy innych azjatyckich miejscach, na przykład w Neapolu, ale też się można pobawić. Ciekawą nowością jest znak stopu na każdym skrzyżowaniu (KAŻDYM i z KAŻDEJ STRONY), no i jak w pewnym momencie ostoja spokoju pod postacią Piotrka warknęła: „No jedziesz w końcu, czy nie jedziesz?!”, a ostoja racjonalizmu (haha) pod postacią mnie odpowiedziała: „Daj mu czas na zaufanie, przecież nikt go jeszcze w życiu nie przepuścił.”, to musicie wiedzieć, że to była prawda i bardzo słuszna obserwacja.

Poza kierowcami, spotykamy jeszcze strażników w parkach narodowych, czyli rangerów, ale z ulgą stwierdzam, że nie zaburzają oni naszej samotni nic a nic. Nawet, jak sami zagadujemy i dopytujemy, to nas olewają z urokiem pani Halinki [1].

-Czy mogę złożyć u Pani formularz B-67? -Halo? -Za chwilkę -Ułożyłam! -Co Pani ułożyła? -Nic. Słucham -Pytałem czy mogę złożyć u Pani formularz B-67 -Pawilon numer 3, okienko numer 8 -Nieźle, teraz spróbuj na zaawansowanym

Przyjaźnie na całe życie

Ale tak najwięcej, najwięcej radości to nam chyba dają spotkania ze sprzedawcami w sklepach. Kiedy pierwszy raz poszliśmy do marketu ze Steve’em, naszym hostem, byłam przekonana, że ten kasjer to jego świetny kumpel. Rety, jak oni się nie mogli nagadać! Kasjer Steve’owi, że razem z dziewczyną zdecydowali się na drugiego kota, Steve kasjerowi o swojej nadchodzącej operacji wymiany kolana, no, tylko czekałam, kiedy podsumują temat i umówią się na grilla. A ci się nie umówili. Szok.

Tylu pytań o naszą podróż, co od kasjerów w Trader Joe’s to ja nie dostaję nawet podczas prelekcji. A tylu serdeczności, co podczas kupowania jeansów za 1$ w szmateksie, to nie usłyszałam nigdy wcześniej i nigdy później, wliczając w to powitanie przez rodzinę i przyjaciół po trzyletniej podróży. Nareszcie doświadczyłam prawdziwej relacji międzyludzkiej, opartej na cieple i wzajemnym zaufaniu.

Kończę zakupy, lecę jeszcze do łazienki, a tam między dwiema nieznajomymi sikającymi w sąsiadujących kabinach odbywa się poważna rozmowa o związkach.

[1] Wkrótce zaobserwujemy, że rangerzy są kompetentni odwrotnie proporcjonalnie do popularności parku, w którym pracują oraz pomocni odwrotnie proporcjonalnie do wymaganego zaangażowania w pracę – najradośniej informacji udzielał mi pan, który przybył do swojego parku jako wolontariusz podczas zamknięcia rządu oraz pani w Montanie, gdzie poprzedni turysta dotarł dwa lata przed nami.

Tośmy się pośmiali, to jeszcze popatrzmy na zdjęcia.

Poleca się wybrzeże Oregonu.

wybrzeże Oregonu
Cooks Chasm, takie cuda!
wybrzeże Oregonu
A oto studnia Thora – pełna…
wybrzeże Oregonu
… i pusta 🙂
Wybrzeże Oregonu: Yaquina Head Lighthouse
Wybrzeże Oregonu: Yaquina Head Lighthouse
Wybrzeże Oregonu: cape meares
Akuku!

Wybrzeże Oregonu

Wybrzeże Oregonu: Cannon Beach
Cannon Beach, najbardziej zakróliczona plaża
Wybrzeże Oregonu: Cannon Beach
Jest ładnie bez względu na króliki.

10 komentarzy

    • Hania, kierownik wycieczki

      Co Ty, łasiły się, chyba im się instynkt przetrwania wyłączył! Na szczęście, Piotrkowi też 😛

  • FOTO podróże BPE

    próbuję się przekonać do Stanów , ale wciąż nie potrafię …. nasi najlepsi przyjaciele się tam przeprowadzili i wiem, ze prędzej, czy później się tam wybierzemy , ale …… w głowie mam wiele “ale”

    • Hania, kierownik wycieczki

      Oj, rozumiem obiekcje, ale dla mnie najważniejsze ALE jest takie, że jest po prostu niemożliwie pięknie 😀

    • Hania, kierownik wycieczki

      Najpierw był dżem, a potem nalewka – jeżynówka na rumie, niebo w gębie 😉
      Dziękuję <3!!!

  • MagdaM

    Wydobywszy się w końcu spod sterty chusteczek, ale nadal w zasięgu ręki mając herbatę miodową dobrą na wszystko, stwierdzam że krajobraz ów melancholijny nieco, zauroczył mnie tak samo jak historia. Bo z historii wynika, że w Stanach jednak są ludzie, którzy rozmawiają i interesują się czymś więcej niż wynik lokalnej ligi footbolu 😉 A że zdjęć wynika, że jest tam coś poza miastami i boiskami do footbolu;)

    • Hania, kierownik wycieczki

      Magda, kuruj sięęęę!!!
      A no pewnie, że są! Sama nie spotkałam ani jednego fana lokalnej ligi futbolu 😀

Powiedz mi, co myślisz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.