Kilometr 38 826: Na wodach Komodo – witajcie w naszej bajce
– Andrzej, nie łaskocz! – wykrzyknęła Mariola. Andrzej zachichotał, puścił porozumiewawcze oko do Zochy, ale ugodowo przeniósł się na mniej wrażliwe terytorium. W końcu jego figlarna natura kosztowała go już etat u poważnego Bartłomieja (no nie, z nim to się zdecydowanie nie dogadywał…) i u Justyny, która naczytała się o akcji #metoo i w ogóle nie dało się z nią już pobawić. Mariolka jest fajna, Andrzej miał nadzieję zostać u niej do emerytury.
– Mariola! Wypuść mnie! – Z wnętrza dobiegł stłumiony głos.
– No już, wyłaź, tylko się tak nie merdaj, bo mi zęby powybijasz!
– Fajrant na dzisiaj, będę jutro o tej samej porze! – Stefan pomachał Marioli na do widzenia i przekazał szczotkę i miętowy płyn do płukania Maciejowi z drugiej zmiany.
Stacja czyszczenia płaszczek pracowała na pełnych obrotach.
Niektóre ryby mówią, że nie interesuje ich korpo, że wolą freelancing, ale spójrzmy prawdzie w oczy – manty cieszą się w okolicy największym szacunkiem. Nikt inny nie oferuje trzech posiłków w godzinach pracy, no i to uczucie przemierzania oceanu na latającym naleśniku… bezcenne!
– Miejcie oczy dookoła głowy. – 10 metrów wyżej divemaster Jordan przygotowywał nas do zejścia pod wodę – Na wodach Komodo wszystko może się zdarzyć: widziano tu trzy gatunki żółwi, kilkanaście gatunków rekinów, delfiny, o patrzcie, tam płyną!, wieloryby, różne rodzaje płaszczek, w tym manty, i setki, tysiące różnych mniejszych ryb. Wokół mant pływają cztery rodzaje rybek, każda czyści jej inną część ciała.
– Spróbujcie spojrzeć na mantę od spodu, każda ma unikalny wzór, jak linie papilarne. Jak zrobicie zdjęcie, można je wysłać do Manta Matcher, to taki płaszczkowy facebook, i jeżeli to nowy osobnik, możecie go sami nazwać. Dzięki niemu namówiliśmy inne wyspy do zaprzestania odłowu mant, bo okazało się, że niektóre są stacjonarne i nie ruszają się poza wody Komodo, a inne widziano 400, nawet 500km dalej, więc – nie tykajcie nam naszych pupili!
– Jordan jest skromny – wtrąca się Stephanie, która właśnie skończyła odprawę swojej grupy – wypatrzył i nazwał tu najwięcej mant z nas wszystkich!
– Oj, dobra – Jordan się zarumienił – wskakujcie już.
W tym samym czasie, kilkadziesiąt metrów w głąb lądu, toczyła się zgoła inna rozmowa.
– Marian, masz czasami wrażenie, że życie nie ma sensu, zupełny brak perspektyw? Że każdy dzień to tylko walka o przetrwanie…?
– Stary, czytasz mi w myślach… Taki się czuję… z góry skazany na porażkę, jakby ciążyło nade mną jakieś fatum. A spójrz tylko na tego buraka, łazi to takie wredne, leniwe, butne, jakby wszystko tu należało tylko do niego…
– A z gęby jak mu jedzie, ugh! Podobno jakiś jego kuzyn, czy inny pociotek w filmach grał, Jurassic Park, czy coś.
– No, to faktycznie robi z niego taką wielką gwiazdę! A swoją drogą, widziałeś ostatnio Baśkę?
– Z gęby mi jedzie, gnoju, tak? – pomyślał sobie Arnold, obudzony rozmową znad wodopoju. – Już ty wkrótce dołączysz do Baśki…
– 60 rodzajów bakterii w jamie ustnej. Waran z Komodo nie zagryza swojej ofiary, on ją zakaża, skazuje na długą, bolesną śmierć, a potem cierpliwie czeka, aż posiłek będzie gotowy. Główne źródło pożywienia to jelenie i młode bawoły. – Uzbrojony w rozwidlony kijek strażnik tłumaczył grupie, dlaczego zwiedzanie wyspy na własną rękę nie należy do najlepszych pomysłów. – W zeszłym miesiącu trafił się tu jeden backpacker z namiotem… wydawałoby się, że małe dziabnięcie, no i pomoc szybko przyszła, trafił do szpitala w Singapurze, ale tam zmarł. Na szczęście takich odważnych jest tu coraz mniej.
– A tutaj mamy kopiec, w którym samica zakopuje jaja. Wtedy nie wolno się do niego zbliżać, samica jest agresywna i może być nieprzyjemnie. Warany z Komodo są kanibalami, po wykluciu młodych większość z nich samica zjada.
– Rety, co za gnida! – rozległy się głosy.
– Ale to ona ich pilnuje jako swoich dzieci, czy jako swojego posiłku? – zapytałam.
– Dobre pytanie. Chyba pół na pół. – odpowiedział strażnik.
Masz czasami wrażenie, że podczas podróży znalazłeś się przypadkowo w zupełnie innej krainie?
Że niby kupiłeś bilet do Angkor Wat, ale tak naprawdę, to właśnie odkryłeś Atlantydę. Spoglądasz przez witrażowe okno różowego meczetu w Shiraz – i szukasz na niebie Alladyna ujeżdżającego dywan. Wchodzisz do portugalskiego Quinta da Regaleira, a to wykapany Tajemniczy Ogród.
No to ja od tak bardzo dawna chciałam pojechać do parku narodowego Komodo, a jak już tam dotarłam, okazało się, że to Akademia Pana Kleksa.
Witajcie w naszej bajce, słoń zagra na fujarce,
Pinokio wam zaśpiewa, zatańczą wkoło drzewa.
Tu wszystko jest możliwe, zwierzęta są szczęśliwe,
A dzieci – wiem coś o tym – latają samolotem.
14 komentarzy
Patryk Zieliński
Uwielbiam te twoje wpisy na blogu, aż nie mogę się doczekać kiedy sam wyruszę w taką podróż 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Aaale się cieszę 🙂 Strasznie mi miło, że lubisz moje pisanie, no i trzymam kciuki za Twoje plany!
Gosia Dvořáková
Jakie przeżycie! Osobiście byałabym się pływać z plaszczkami, podziwiam! Indonezję kocham i na pewno wrócę, może następnym razem żeby zobaczyć te zwierzęta! Pozdrówki
antekwpodrozy.pl
Podwodny świat jest piękny. Nie bałaś się pływać wśród tych płaszczek?
Hania, kierownik wycieczki
One są totalnie pokojowo nastawione do świata! Płaszczek jest mnóstwo różnych gatunków, te to manta ray, zachowują się w stosunku do ludzi prawie tak, jak delfiny 😉 Dużo bardziej się bałam, jak mój mąż zaczął podążać za rekinem, bo bardzo chciał mu się przyjrzeć…
Pingback:
Pingback:
Ania
Piękne miejsce i ten podwodny świat 🙂 super
Anna
Ta Manta Matcher wygląda jak Facebook Batmanów 😉
Hania, kierownik wycieczki
Taaak! Masz rację, totalnie!
Marcin
Ja rozumiem różnice czasowe itd, ale mało zawału nie dostałem, że mi gdzieś jeden dzień nawiał z rzeczywistości. Wpis w środę? Rozumiem, że idziesz na rekord i jutro będzie drugi? Nie można tak ludzi zaskakiwać. To znaczy można bo to pozytywne zaskoczenie, ale pod warunkiem, że jutro też dostanę info o nowym wpisie 😉
Dziwnym trafem w zależności od dnia tygodnia widzę swoje odbicie w tych słodziakach. Od jelenia po warana. Jedynie płaszczką jakoś nie bywam 😉
Hania, kierownik wycieczki
Rety, Marcin, co ja bym zrobiła, gdybym jednego z dwójki stałych czytelników o zawał przyprawiła?! Przepraszam najmocniej i mam nadzieję, że o nie z tego powodu waran z Ciebie wyszedł :D! Jutro będzie ten sam, może nieco odpicowany, można przeczytać jeszcze raz 😉
MagdaM
No właśnie Haniu…Wczoraj czytałam…no dobra…zerknęłam na blog, a tu wpis…Ale padlam na twarz i nie zdążyłam zaniepokoic się wpisem! I też myślałam że coś że mną nie teges i z dniami tygodnia coś poplątałam 😉
Hania, kierownik wycieczki
Gdzieżbym ja śmiała kiedykolwiek przypuszczać, że dzięki mnie ludzie zaczną w kalendarz wątpić! Przepraszam za ten hipisowski wybryk, to się prawdopodobnie więcej nie powtórzy 😉