Kilometr 33 998: Tioman – o kociej mafii i nurkowych wynurzeniach
Nurkowanie na Tioman
Muskularny rudy kot z blizną koło nosa i nadgryzionym ogonem zatoczył po raz piąty ósemkę wokół moich nóg. Spojrzałam krytycznie na swój talerz: nasi lemak, czyli ryż w mleczku kokosowym z jajkiem, ostrą pastą sambal i – aha! niewielką porcją zesmażonych na skwarki malutkich rybek… Kotu z pyska patrzyło dobrze, wręcz pobłażliwie, kątem oka zauważyłam, że wokół zebrało się jego pięciu kocich ochroniarzy, mniejszych, lekko kościstych i ze zdecydowanie mniej przyjaznymi spojrzeniami.
Właśnie poznałam kociego Ala Capone. Z rybkami mogłam się pożegnać.
To wyspa, gdzie stosunek ludzi do kotów wynosi 1:4, waranów do kotów 1:2, a małp do kotów 3:4.
Nie wiem, kto nazwał ją Tio-man i co miał na myśli, bo jedyna logiczna nazwa to Tio-cat.
To wyspa, która lazurowymi lagunami pocztówkowo kontrastującymi z palmami kokosowymi kradnie serca. To wyspa, na której miejscowi rano nurkują, w południe śpią na hamaku, a pod wieczór siedzą z gitarą lub radiem tranzystorowym ze znajomymi, korzystając z uroków sklepu bezcłowego na jednej z plaż. Z barów płynie muzyka reggae, jeden kram z pamiątkami sprzedaje tęczowe sarongi, drugi bransoletki z żółwiem, a co druga budka to centrum szkoleń nurkowych.
I po to właśnie my się tam zjawiliśmy – uczyć się sportu, który z miejsca stał się jednym z naszych ulubionych. Moim – bo się nie trzeba specjalnie intensywnie ruszać. Piotrka – bo 5m pod powierzchnią wody temperatura otoczenia zaczyna być znośna. Przy okazji zrobiliśmy przysługę Justynie i Markowi, którzy przyjechali do nas na wakacje, bo kto to widział się byczyć przez cztery dni na jakiejś rajskiej plaży, skoro jedną czwartą tego czasu można spędzić z podręcznikiem do teorii nurkowania, a drugą czwartą śpiąc, bo okazuje się, że nurkowanie jednak męczy?
Trzecia czwarta za to rozkochała nas w sobie do nieprzytomności i uwaga, bo teraz nastąpią moje wywody początkującego nurka, a muszę Wam powiedzieć, że przed ukończeniem kursu 60% moich informacji na temat pływania w oceanach pochodziła z Gdzie jest Nemo, a 40% z Gdzie jest Dory, więc spodziewajcie się życiowej wiedzy.
Ubieramy zatem nasze pianki, pasy z ciężarkami, kamizelkę z butlą, sprawdzamy, czy wszystkie uszczelki i zawory działają i ruszamy na podbój świata podwodnego.
W normalnych okolicznościach zaraz po wsadzeniu twarzy w masce pod wodę okazuje się, że coś gdzieś przecieka, paruje, nic nie widać, nabiera się wody do nosa i w ogóle bez sensu. Wiedzieliście, że maskę pod wodą można sobie ściągnąć, dopasować na nowo i przytrzymując na czole wydmuchać ze środka wodę? Śliczne w prostocie swej. Co więcej, wbrew przypuszczeniom, okazuje się, że słona woda – pod wodą – nie piecze w oczy. A jak się do tego nauczymy kontrolować niekontrolowane wynurzanie, to wszystko staje się jeszcze prostsze: jak się zaczynasz unosić, mimo że wcale nie chcesz, wystarczy spuścić z kamizelki trochę powietrza i już pozycja się sama trzyma!
Prawdziwa zabawa zaczyna się wtedy, kiedy starasz się swoje położenie kontrolować za pomocą ilości powietrza w płucach: chcesz zejść głębiej – bierzesz płytsze oddechy i wypuszczasz więcej bąbelków. Ważna sprawa – wbrew temu, czego uczy nas jedna z rybek z Gdzie jest Nemo, bąbelki nie są fajne i nie należy ich łapać. Na cudzych bąbelkach można się przez przypadek wznieść wysoko, a jedna z ogólnych zasad nurkowania to starać się, żeby w niekontrolowany sposób nie wypływać na powierzchnię.
Jak już to wszystko ogarniemy, można się zacząć skupiać na obserwowaniu życia rafy.
I tu też mogę się podzielić z Wami wiedzą praktyczną, to jest, jak sprawić, żeby same z siebie przypłynęły do Was wszystkie ryby z odległości do kilkudziesięciu metrów. Sposób przetestowany przez Piotrka i oceniony na 5/5 rozgwiazdek.
Należy wybrać się na nurkowanie z łodzi po porządnym śniadaniu, i koniecznie niezbyt blisko od brzegu, żeby trochę czasu na tej łódce spędzić. Im bardziej kołyszące warunki, tym lepiej. Warto skupić wzrok w jednym punkcie, a kiedy pojawią się zawroty głowy i nudności, potęgować je, dalej wpatrując się w wybrany punkt. Po wfikołkowaniu się do wody i zejściu na odpowiednią głębokość można przejść do akcji właściwej, to jest zwrócić obficie w ustnik, przeczyścić go powietrzem z butli i voilà! Pełen przegląd tęczowej zwierzyny zamieszkującej okoliczne rafy mamy na twarzy do użytku prywatnego przez najbliższych kilka minut.
Uwaga: testowano w środowisku zwierząt roślinożernych.
Nie wiem, czy Was już na nurkowanie na Tioman (albo i w innym miejscu) namówiłam…
więc na wszelki wypadek zaoferuję jeszcze podsumowujące zestawienie plusów i minusów.
+ + +
- Można zobaczyć Nemo i Dory.
- Można zrozumieć, dlaczego nie należy wyrzucać śmieci do oceanu.
- Można zobaczyć żółwia. A nawet kilka.
- Można zasadzić swojego korala w koralowej szkółce morskiej.
- Można zrobić śliczne zdjęcia podwodne.
- Można się nauczyć wyrównywać ciśnienie i nie mieć więcej bólu ucha w samolocie.
- Można zobaczyć … (tu wstaw swoje ulubione morskie zwierzę).
- Nurkowanie na Tioman jest szczególnie fajne dla żółtodziobów – nie ma silnych prądów, a śliczna rafa jest zaraz przy brzegu.
– – –
- Można umrzeć. To jest, jak się nie oddycha, schodzi głębiej niż wolno, na dłużej niż wolno i generalnie nie słucha się poleceń i zdrowego rozsądku.
- Można zostać zjedzonym przez meduzę, albo jakiegoś innego żarłocznego stwora. Uwaga na meduzy i inne żarłoczne stwory.
- Można przestraszyć rybę, tak jak zły nurek w Gdzie jest Nemo.
- Można zmarznąć.
- Można się już nigdy nie odnaleźć w życiu na powierzchni.
4 komentarze
dzasta
Nie mogę się już doczekać relacji z nurkowania w Komodo!
Hania, kierownik wycieczki
Będzie słodka do obrzydliwości, już chcę znowu pod wodę! Komodo nam uratowało Indonezję 🙂
JMJ
Jeeeej… jak bajecznie! Od razu napiszę – sporty wodne, to nie moja bajka, ale posiedziałabym pod tą palmą – mogłabym Wam robić zdjęcia i pilnować napojów 😀
Hania, kierownik wycieczki
Odważnie, wiesz ile kotów by Cię mogło napaść? Pod wodą bezpieczniej :D!