Kilometr 37 576: Koszmar na Jawie
Na Bali przyjeżdża się jeść, modlić się i kochać.
Wracałam z Polski z kilkukilogramowym nadbagażem w biodrach, a i medytacja to nie moja bajka, więc pierwsze dwa elementy mnie nieszczególnie ekscytowały, za to pierwszy raz od 1,5 roku miałam możliwość zatęsknić za Piotrkiem, który pod moją nieobecność samotnie przemierzał Sumatrę i Jawę, więc trzeci – już owszem.
Zakwaterowani, otwarliśmy pierwszą z trzech, a zarazem jedyną legalną butelkę z naszej ulubionej winnicy pod Lublinem. Na drugą butelkę pan od balijskiego rentgena bagażowego przymknął oko na okoliczność samotnie podróżującej kobiety w temblaku, a trzecią już poważnie zakwestionował, ale wytłumaczyłam mu, że to polski organiczny miód. Że pitny? Sprawa drugorzędna.
Piotr, człowiek o wylewności kraba pustelnika, potrzebował chwili na przestawienie się z trybu to ja się teraz zaszyje w namiocie i pójdę w góry, żeby z nikim nie musieć rozmawiać na tak, bardzo chętnie ci opowiem wszystko, co robiłem przez ostatnie trzy tygodnie. Miałam prince polo, więc poszło nie najgorzej.
Jak na naukowca przystało, Piotrka pobyt na Sumatrze i Jawie przebiegł zgodnie z trzecią zasadą dynamiki Newtona[1].
To jest – on pokonał dystans na obu wyspach, a wyspy, ze szczególnym uwzględnieniem tej drugiej, pokonały jego.
Czterogodzinna przeprawa promem z Melaki wprowadziła Piotrka do świata, który został wykarczowany pod palmy na olej. Palmy objęły monopol na pejzaż i tam sięgają, gdzie wzrok nie sięga. Sumatra jest jednym z dwóch miejsc, w których można spotkać orangutany. Cóż, mam nadzieję, że razem z całą resztą lokalnej fauny są szczęśliwe, że już się nie muszą przedzierać przez dżunglę z maczetą, bo widział ktoś kiedyś szczęśliwą małpę z maczetą?
Poza palmami, stałym elementem krajobrazu są starsze kobiety otulone kolorowymi hidżabami, wołające „Hello mister! How are you mister?”, a następnie wysyłające swoje dzieci i wnuki po delegację, której przewodniczy miejscowy nauczyciel angielskiego otoczony wianuszkiem zaciekawionych dzieci o wielkich, ciemnych oczach. (Przy tutejszych standardach higieny i opieki medycznej część tych oczu padnie kiedyś ofiarą ameby, wija, czy innego pasożyta.)
Delegacja zadaje szereg pytań, wita serdecznie w swojej wiosce i zaprasza do poprowadzenia zajęć językowo-geograficzno-ogólnoinformacyjnych, które młodzieży niewiele dają, bo większość uczennic skupia się na tym, że ten pan taki przystojny, a większość uczniów rozmarza się, że też by chcieli taki bujny zarost, jak dorosną. Po zajęciach nauczyciel przypomina sobie, że jego szwagier jedzie zaraz w tym samym kierunku, co Piotrek, a szwagier zabiera Piotrka do wioski położonej 20km dalej, gdzie sytuacja się powtarza.
Tak oto od wioski do wioski bujał się nasz bohater przez tydzień, miażdżąc niewieście serca i dając złudną nadzieję podrostkom, zwiedzając przy tym palmy i raz tylko trafiając na kawałek dżungli, w której akurat odbywały się nielegalne walki psów, więc organizatorzy nie byli zbyt zadowoleni z jego obecności i grzecznie poprosili o opuszczenie terytorium.
Przeprawił się więc Piotr na Jawę.
A tam pierwszy napotkany człowiek wykrzyknął ku niemu radośnie „Hello mister! How are you mister?”, po czym zażądał pieniędzy, roszczenia swe argumentując faktem, że „bo tak”. Drugi również. Przy kolejnym Piotrek pomyślał: „O co tu chodzi, do diaska?”. Tak właśnie pomyślał. W kolejnych dniach Piotra na każdym kroku zaskakiwała fantazja, efektywność i pełnia wyrafinowania w reperowaniu jawajskich budżetów domowych.
Na przykład my jelenie robimy blokady na drodze, żeby pozyskać wódkę, i to zatrzymujemy tylko wybrane pojazdy. Komu by przyszło do głowy robić dwuosobowe bramki poboru opłat monetarnych? Jawajczykom! Z opłatami na A2 i A4 chcielibyśmy wierzyć, że depczemy im po piętach, ale nie.
Miejsce akcji: supermarket. Z kupowania na bazarach szybko wyleczyło Piotrka mnożenie ceny w zależności od pochodzenia klienta. Wypatrzywszy przecenione sosy pomidorowe i napełniwszy koszyk, podchodzi do kasy, pełen wiary w jej fiskalność. Kasjer podsumował, podaje cenę 3x wyższą niż spodziewana. Argumentacja: promocje są tylko dla miejscowych, a poza tym to obowiązuje dodatkowy podatek dla turystów.
Świadom zagrożenia, ale wciąż nie tracąc nadziei, spróbował Piotr szczęścia z łapaniem stopa. „Tak, za darmo, pomogę ci, wsiadaj!” – wykrzyknął radośnie kierowca. Ten sam kierowca 50km później za 50zł szczuł Piotrka psem [2].
Poszedł Piotr, niepogryziony i lżejszy o rzeczoną kwotę, z morale w okolicy kostek, na dworzec kolejowy. Efekt: dla turysty dostępne są tylko bilety klasy super-vip-extra-first-business. Połowę wyspy nieutrudzony Piotr przeszedł pieszo, opędzając się od dzieciaków, wołających „Dawaj kasę, bo tu jesteś turystą.”
Piotrkowi się Jawa nie podobała. Wysłuchałam, rozumiem argumenty, ale i tak twierdze, że to przez brak mnie.
Dzisiaj w komentarzach – wirtualna akcja Przytul Piotrka. Dziękuję 😀
[1] Jeżeli ciało A działa na ciało B z daną siłą, to ciało B działa na ciało A z taką samą siłą, tylko o przeciwnym zwrocie. Nie patrzcie tak na mnie, Piotrek mi dyktował.
[2] W normalnych okolicznościach 50zł pozwala przejechać transportem lokalnym kilkaset kilometrów.
Za to zdjęcia przywiózł ładne!
No i słuchajcie, to że Piotrek miał z Jawą fatalne doświadczenia, to nie musi Was zniechęcać! No i jawajskim atrakcjom uroku odmówić nie można, nie zatrzymujcie się tylko na poniższych zdjęciach, spójrzcie chociażby na fascynujący wulkan Kawah Ijen, o którym opowiada Magda (KLIK!).
18 komentarzy
irena omegard
Niesamowite
emiwdrodze
Pytanie gdzie ten Piotrek na Jawie był… Bo jeśli (jak wynika ze zdjęć) tylko Borobudur-Bromo-Ijen to nie dziwię się, że takie przywiózł wspomnienia 🙂 Tylko tam są na Jawie turyści. A Jawajczycy spoza tego szlaku są kochani.
Hania, kierownik wycieczki
Widać miał porządnego pecha, bo kochanych Jawajczyków nie spotkał i poza tym utartym szlakiem… a wyspę przejechał po całej długości, między zdjęciami jest taka ładna mapka z trasą zrobioną w paintcie 😉
emiwdrodze
Właśnie ta mapka przedstawia najbardziej utarty szlak, sorry, ale Jawy będę bronić zawsze 😉 Wystarczy zapuścić się do wiosek pod turystyczną Yogyakartą i już jest zupełnie inaczej! Mam nadzieję, że kiedyś będziecie jeszcze mieli okazję się o tym przekonać jeśli dacie jej jeszcze jedną szansę 🙂
Pozdrowienia z Jogji! 🙂
Hania, kierownik wycieczki
To fajnie, że każdy znajduje swoje miejsca 🙂 Nie napisałam, że wszyscy na Jawie są okropni, tylko, że Piotrek miał tam fatalne doświadczenia, nawet w wioskach do których odbijał z głównego szlaku. Cieszę się, że Ty masz stamtąd same dobre wspomnienia!
Ewa Chr.
Zaiste smutkiem napawa mnie ta chęć oskubania turysty 🙁 Przytulam Piotrka. Też zaszyłabym się w górach… Widoki przecudne!
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki!
To ma zawsze dwie strony… Zachowanie turystów i nieposzanowanie lokalnej kultury skutkuje tym, że miejscowi w biednym kraju z czasem dostają gorączki złota – o tym będzie więcej w następnym wpisie. Niestety na Jawie to zjawisko osiąga właśnie apogeum :/
Dzasta
Dzielny Piotr oj dzielny!:)
MagdaM
Czy Piotrek już wystarczająco wyprzytulany wirtualnie? Jeśli Nie, to na wszelki wypadek przesyłam wirtualne donaty made by córa i Mama;)
A zdjęcia owszem cudne, acz z lekka bezludne…taka trasa?
Hania, kierownik wycieczki
Przytulasy przytulasami, ale pączusiów nie odmawiamy 😀
Taka była idea – zaszyć się w górach, tam Indonezyjczykom strasznie zimno (20st), więc trzymają się z dala 😉
Aneta
Widoki genialne! Indonezja marzy mi się, po nocach śni. Ale cóż… Czekam na odpowiedni moment. A że każą sobie płacić za wszystko potrójnie? Cóż, na Sri Lance, którą nie tak dawno odwiedziłam miejscami było zupełnie podobnie. Wstępy do miejsc wszelakich miały osobny cennik turystyczny, w miastach na bazarach cena wzrastała 3-5x, dlatego, że jestem biała. A jak biała, to mam kasę. Ale pociągiem za 1,50 udało mi się bez problemu pojechać. O tym w najnowszym wpisie, więc jeśli masz ochotę, zajrzyj na http://www.ileduszazapragnie.com
Hania, kierownik wycieczki
Żartujesz! Byłam na Sri Lance 5 lat temu i jak mnie przekupa na targu policzyła 50gr za drogo za siatkę owoców, to człowiek w kolejce za mną kupił i wręczył mi ananasa, przepraszając za swoją rodaczkę. To się już tak pozmieniało?!
W kolejnych tygodniach będzie o innych, bardziej przyjaznych wyspach Indonezji, może Cię któraś zachęci i się w końcu wybierzesz :)?
Pani Miniaturowa
Faktycznie zdjęcia przywiózł bardzo ładne 😀 Następnym razem też się musi zaopatrzyć w pieska do opędzania od “przyjaznych” lokalsów 🙂
Marcin
Ten Newton to szczwana była persona. Skąd on wiedział jak zdefiniować zasadę, żeby się Piotrkowi sprawdziła i przydała?? Już wiem dokąd nie zabierać pieniędzy i własnych czterech liter.
Żal, że czwartek jest tylko raz w tygodniu 😉
Hania, kierownik wycieczki
Kiedyś ci naukowcy to jednak mieli dar przewidywania przyszłości…
Kto wie, może ktoś jeszcze wymyśli Czwartek Świstaka i wszyscy na tym skorzystamy?
Paulina Chmielewska
Przytulam wirtualnie Piotrka! 🙂 Zdjęcia przywiózł piękne, a na definicji rzeczywiście się zatrzymałam i spojarzałam ze zmróżonymi oczami, ale wszystko jasne 😀
Świetny tekst 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Dziękujemy, przekazałam, morale się podnoszą 😀
ladymamma.pl
Przerażają mnie te wulkany… A same widoki na fotografiach coś pięknego…