Kilometr 3382: przy stole po turecku
Jedzenie w Turcji
Nie jestem do końca pewna, czy domy, które nas goszczą zapełniają się nagle ludźmi na okoliczność zbierania leszczyny, weekendu, z okazji naszego przyjazdu, czy też zapełniają się tak regularnie.
Na śniadaniu w domu tureckim pojawią się smażone ziemniaki, omlet, najsłodsze pomidory, jakich dane ci było próbować, ogórki, oliwki, dżem – wszystko własnej uprawy/produkcji – sery, chleb, niezliczone szklaneczki herbaty rozlewanej regularnie z dwóch czajników – jednego z esencją, drugiego z wrzątkiem, stół służący za wspólny talerz, wszyscy domownicy, ich rodziny i połowa sąsiadów.
Mama domu przypilnuje, żeby było Ci wygodnie i położy poduszkę na krzesło, jeden z braci zadba o to, żeby nigdy nie skończył Ci się czaj, a babcia, jak to babcia, podsunie Ci pod nos drugi talerz ziemniaków i zleci siostrze usmażenie drugiej porcji jajek.
Na obiedzie w domu tureckim dzieje się wszystko naraz. Zupę z soczewicy popija się ayranem, czyli orzeźwiającym słonawym kefirem z wodą, zagryza chlebem, arbuzem, fasolą na pięć sposobów, ziemniakami na trzy sposoby, papryką duszoną, smażoną i faszerowaną oraz sałatką z ogórka i pomidora, w dowolnej kolejności. A mówili, że wegetarianom żyje się tu ciężko! Wszystko się ze sobą przeplata, wszyscy widelcem lub ręką sięgają po jedzenie na drugi koniec stołu.
Na taras z widokiem na Kara Deniz – Morze Czarne – wkracza, jakże by inaczej, królowa Herbata. Po dwóch szklaneczkach lewicowa ciocia bardzo mocno krzyczy na prawicowego kuzyna. Reszta rodziny przygląda się z rozbawieniem i daje nam do zrozumienia, że to stały punkt programu.
Woda niesie dźwięk. Ciocię słyszano zapewne na Krymie.
Jeden Komentarz
Marcin
Właśnie taka atmosfera i tacy ludzie są najlepszą wizytówką Turcji. Jak dodasz do tego te wszystkie smaki to się potem nie ma co dziwić, że chcę się tam zestarzeć 😀