Kilometr 30 967: depresyjna podróż do depresyjnej stolicy
Phnom Penh
Autostop na pace. Wiatr we włosach, panoramiczny widok okolicy, ekologiczna klimatyzacja. Uczucie graniczące z galopowaniem na grzbiecie wierzchowca.
Trzeba było ulewy azjatyckiego sortu, żebyśmy zrezygnowali z tego naszego ulubionego, a zarazem najpowszechniejszego środka transportu w Azji Południowo-Wschodniej i dali się wepchnąć do autobusu ze szlaczkami oznaczającymi Phnom Penh na przedniej szybie. Podczas najbliższych 8 godzin pożałujemy tego 4 razy.
Raz pierwszy:
Kierowca włączył radio. Przez wszystkie tygodnie spędzone na wyspie toczyłam walkę partyzancką z khmerską załogą resortu, która bardzo ochoczo kładła ręce na youtubie i katowała nas np. tym:
Okazuje się, że nie był to tylko hit wyspy, a w ciągu 8 godzin trzy ulubione piosenki można odtworzyć wiele razy. Głośno.
Raz drugi:
Kierowca włączył klimatyzację. Wspaniale! – chciałoby się wykrzyknąć. Cóż, krzyczmy, póki możemy, bo z autobusu wysiądziemy z zapaleniem gardła i/lub oskrzeli.
Raz trzeci:
Kierowca zagiął czasoprzestrzeń. Spoglądamy na mapę, na drogę, na zegarek, nawet ukradkiem zerkamy na prędkościomierz. Wszystko wskazuje, że 220km po prostej drodze z umiarkowaną ilością dziur powinniśmy pokonać w 4 godziny. Jak wspomniano wyżej, ostatecznie stanęło na ośmiu.
Raz czwarty:
Kierowca dotarł do Phnom Penh. Wiedzieliśmy, że miasto jest parne, zakurzone, głośne, brudne i depresyjne – i nie zawiedliśmy się.
Ale wiedzieliśmy też, że wizyta w stolicy to cenna lekcja historii o krwawym reżimie Czerwonych Khmerów, a muzeum ludobójstwa i pola śmierci to punkty obowiązkowe na mapie Kambodży. Depresyjności całości dodaje fakt, że na czele khmerskiego rządu od 1985r. stoi były Czerwony Khmer, który zdezerterował do Wietnamu podczas czystek politycznych, a następnie, wybielony przez rząd wietnamski, wrócił do kraju, aby mu godnie służyć. Tym samym nikogo nie powinno dziwić, że potężne fragmenty kambodżańskiej dżungli zostają wykarczowane i nadal przesiedla się całe wioski na potrzeby wietnamskich inwestycji.
Jeden Komentarz
J
Eh, pamiętam to miejsce… Poleciały mi tam łzy:(