Kilometr 650: o tym, gdzie najlepiej działa autostop i dlaczego w Turcji
Autostop w Turcji
Wyruszyliśmy! Wyszliśmy z domu i złapaliśmy stopa. Nie wiemy jeszcze, gdzie nas wywieje, nie wiemy, na jak długo, ale to będzie coś wyjątkowego. Dobrze, że zaczynasz tę podróż z nami!
Pierwszy przystanek – Turcja!
Tureckiej gościnności zaczęliśmy doświadczać już za Budapesztem, gdzie zaproszono nas do ciężarówkowej kabiny uświetnionej licznymi dekoracjami sugerującymi oddanie jednemu ze stambulskich klubów piłkarskich. 5 wspólnych posiłków, kilkanaście mocnych, słodkich czajów, jedną zgubioną parę butów i wiele komarzych ukąszeń później – dotarliśmy do krainy życzliwości i kebaba.
Autostop w Turcji jest bajecznie prosty
Przemieszczanie się nigdy nie było łatwiejsze! Turcja wybiła się na zdecydowane prowadzenie w kwestii łatwości łapania stopa. Co prawda dopiero wsiadając do samochodu z tureckim kierowcą poznajesz dotkliwie znaczenie powiedzenia – jak na tureckim kazaniu – ale za pomocą rąk, nóg, mapy i obustronnych dobrych chęci udaje się ustalić, że kierowca ma troje dzieci, z czego jedno pracuje w Anglii, wiezie mleko z fabryki w swoim rodzinnym mieście, Kapadocja jest piękna, demokracja dobra, a Ty chcesz wysiąść na rozjeździe Konya-Aksaray.
Jakkolwiek by ten rozjazd nie wyglądał, czy posiadałby przystanek autobusowy, czy światła, czy maleńkie pobocze, albo i jego brak – bez obaw, zostaniesz wysadzony dokładnie w tym miejscu, z którego masz łapać stopa dalej. Kolejny samochód zatrzyma się po max. 3 minutach, choćby po to, żeby podrzucić Cię do kolejnego skrzyżowania, nawet jeżeli będziesz w samym centrum stolicy i przez 1,5 minuty poprzeklinasz sobie pod nosem poprzedniego dobroczyńcę, który wysadził Cię w takim debilnym miejscu.
Bezdyskusyjnie, najświetniejszą rozrywką dla tureckiego kierowcy jest dzwonienie do swoich krewnych-i-znajomych po to, żeby posłuchali jak obcokrajowiec mówi do nich w jakimś dziwnym języku. Alternatywnie, obcokrajowiec proszony jest o wykrzyczenie czegoś po turecku. Czego – tak do końca to nie wiem.
7 komentarzy
Marcin
Obiecałem sobie, że na starość zostanę starym turkiem. Nigdy nie nauczę się ich języka, ale obiecuję kochać bezgranicznie każdy zakątek tego pięknego kraju. Będę pił czai i raczył się każdym promieniem słońca, a zakupy robił jedynie na targu w Yalikavak. Zjem tyle oliwek ile tylko dam radę i nie będę stronił od baklavy 😀
Hania, kierownik wycieczki
To brzmi jak plan doskonały!
Pingback:
Dżasta
Poproszę o więcej artykułów:)
Hania
Będą, będą 🙂
Dżoana
Mam nadzieję, że to nie Wy zgubiliście parę bucików.. ! 😉 Najważniejsze, że muzyka się “zgadzała” 🙂
Hania
Niestety – to ja taka zdolna… ale dzięki temu mogłam kupić nowe 😉