Kilometr 18 424: Europa w Azji, czyli weekend w Ałmacie
Ale fajny prezent! Kazachstan zniósł wizy dla Polaków!
Dzięki za zaproszenie, Kazachstanie! Zimno strasznie u ciebie, więc nie docenimy twojej gościnności w pełni, nie zajrzymy w twoje góry i nie odwiedzimy ślicznego kanionu Charyn, ale z radością spędzimy trzy mroźne dni w twojej stolicy kultury, sztuki i finansów.
Weekend w Ałmacie
A w Ałmacie – Europa z dala od Europy.
To tutaj znajdziemy najciekawsze muzea Azji Środkowej, pierwszy raz od bardzo dawna posłuchamy ulicznych grajków i popatrzymy na wysiłki artystów próbujących sprzedać swoje dzieła na deptaku. Pospacerujemy po zadbanych parkach, uśmiechniemy się do starszej pani dokarmiającej wiewiórki i gołębie. Pójdziemy na obiad do Pommodoro lub Del papa, a potem na kawę do Dolce Gusto. W drzwiach modnego domu handlowego miniemy eleganckie panie w futrach, które właśnie z sukcesem zakończyły zakupy w Guccim i Maxmarze. Dodać do tego apperitivo i paru przystojnych Włochów i wyszłoby Milano Russo – taki Mediolan w wydaniu sowieckim.
Nie usłyszymy ani razu pytania skąd jesteś, bo tu wszyscy mogą być tutejsi. Albo nikt.
W niegdysiejszym mieście zsyłkowiczów znajdziemy wnuków ukraińskich i polskich jeńców, Niemców i Koreańczyków, potomków każdego zakątka byłego Związku Radzieckiego. Po rozpadzie ZSSR obywatelstwa przyznawano dość spontanicznie – gdzie kto mieszkał w ’91, taki dostał paszport. Oryginalnych Kazachów też się kilkoro znajdzie. W efekcie, Ałmata zróżnicowaniem kulturowym nie ustępuje Big Apple – Wielkiemu Jabłku, jak zwie się Nowy Jork, a nawet też ma jabłeczną ksywkę!
Wsiądziemy w autobus z miejscami noclegowymi przewidzianymi na metr pięćdziesiąt i podążymy w stronę Chin, a celnik kazachski uśmiechnie się i wykrzyknie, zajrzawszy w nasze paszporty:
Czterech tankistów i sabaka! Uważajcie na siebie, Paljaki!