Kilometr 16 411: Kirgiskie noce, kirgiskie dnie
Panie i Panowie, proszę usiąść wygodnie, wyłączyć telefony komórkowe i przygotować się na podróż po Kirgistanie. Teatr dwóch aktorów zaprasza na:
Kirgiskie noce i dnie w czterech aktach
Akt pierwszy:
Osh, hostel islamsko-kirgiski
Padli na nosy.
W gruncie rzeczy, dobrze, że w ogóle znaleźli siłę i motywację, żeby wyjść na miasto po morderczej podróży przez Uzbekistan! Piotrek mówi, że swojsko i u niego 15 lat temu wyglądało tak samo. Na każdym kroku szmateksy i pierogi, a targi zwierząt też mają co tydzień. Hania mówi, że nigdy nie widziała w Polsce targu zwierząt, więc dla niej jest egzotyka.
Napiliby się piwa, ale hostel zabrania. Zatem, nie wypiwszy piwa, padłszy na wspomniane nosy, tak już zostają do rana.
Akt drugi:
Jalal-Abad, dom misji katolickiej
To była ich najbardziej pracowita wigilia życia. Od dwóch tygodni gościli u polsko-kazachskich misjonarzy, pomagając w ich codziennym życiu, które polegało na pomaganiu w codziennym życiu okolicznym zainteresowanym, a tych nie brakowało.
Tego dnia, zaraz po tym jak o. Adam skończył poranną mszę i usmażył wieżę naleśników dla parafian, przyszło 15 Hindusów omotanych sari i w sandałach, prosząc o mszę. Hindusi zawsze przychodzili na mszę wtedy, kiedy jej wcale nie miało być. Hindusi zawsze przychodzili w sari i sandałach, mając w poważaniu warunki atmosferyczne panujące w grudniu w Kirgistanie.
Skończywszy strojenie licznych choinek i pakowanie tuzinów upominków, Piotr zabrał się za lepienie uszek do ugotowanego uprzednio barszczu, Hania zabrała się za pieczenie piernika, a następnie oboje zabrali się za negocjacje z Witalikiem i Kolą, najczęstszymi bywalcami misji. Panowie w mocno bożonarodzeniowych nastrojach, z szerokimi uśmiechami ujawniającymi depresyjność uzębienia, bardzo chcieli zacząć świętować przed czasem. Stan upojenia Witalika najłatwiej można było poznać po tym, że kiedy był pijany, udowadniał swoją trzeźwość robiąc pompki. Stan upojenia Koli można było poznać po głębi jego myśli filozoficznej, wykładanej nam w połowie po rosyjsku, w połowie po kirgisku.
Kolejne wizyty przyniosły więcej radości: nadciągnęły posiłki pod postacią Swiety, Nadii i Ludy z hurtowymi ilościami mandarynek i cukierków. Dziewczyny w bojowych nastrojach zabrały się do nakrywania przestawionych przez Piotra i o. Adama stołów, w końcu szykowała się wigilia na 60 osób.
Drzwi do malutkiej kaplicy ledwie się domknęły. Hania, debiutując jako organistka, zaintonowała Cichą noc, wyuczywszy się wcześniej dwóch pierwszych linijek po rosyjsku. Piotr wymknął się przed końcem pasterki, żeby dać czadu jako Mikołaj, świetnie opanowawszy po rosyjsku pytanie, czy delikwent był grzeczny w tym roku i czy potrafi powiedzieć jakiś wierszyk.
Kiedy całe zgromadzenie się rozeszło, Piotr ściągnął sztuczną brodę, o. Adam skończył zmywać, a Hania dojadła uszka. Kilka minut przed północą o. Josef wrócił z objazdu po wioskach rozrzuconych po całym południu Kirgistanu. Wtedy pierwszy raz od dwóch tygodni zobaczyli, jak zjadł coś na siedząco.
Wesołych Świąt!
Akt trzeci:
Wnętrze misyjnego Forda Pajero, za oknem góry, wąwozy, doliny i jeziora
Ktoś uwierzy, że między stolicą i drugim największym miastem nie ma transportu publicznego? To nie jest kraj dla niezmotoryzowanych ludzi. Gdyby autostop nie złapał ich sam, pod koniec tej sceny nasi plecakowicze mieliby mocno zziębnięte nosy. A tak, mogą je śmiało przykleić do szyby, kontynuując swoją podróż po Kirgistanie, i podziwiać trasę prowadzącą przez trzytysięczne przełęcze i zachód słońca nad jednym z górskich jezior.
Akt czwarty:
Impreza urodzinowa Taalaia w Biszkeku
Wpadli do mieszkania, w którym widać było wszystkie znane światu efekty owcobicia. Poświęcenie owcy to obowiązkowy element każdej ważniejszej okazji w Kirgistanie i trzeba mistrza ceremonii, żeby nie palnąć gafy. To nie tak, że się kroi i kładzie na stół. Każda część zwierza jest przyporządkowana konkretnej osobie, dlatego solenizant dostaje udziec, Piotr, jako gość zagraniczny płci męskiej nr 1, dostaje goleń, a Hania, jako wegetarianka płci żeńskiej dostaje łopatkę. Nad napełnianiem wszystkich miseczek herbaty panuje córka gospodarza, bo gość samodzielnie obsługujący swoje naczynia to straszna ujma dla goszczących. Solenizant ma szczęście być najstarszym wśród zgromadzonych, a szczęście to duże, ponieważ wiek jest jednoznaczny z niepodważalnością opinii. Dzięki temu Taalai śmiało może powiedzieć swojemu szwagrowi, jak ma żyć i dlaczego nie tak, jak żyje aktualnie, a szwagier ma obowiązek przyjąć tę mądrość bez linii obrony.
5 komentarzy
Pingback:
JJ
Hahaahh 😀 super opisy 😀 i piękne zdjęcia…
Hania, kierownik wycieczki
Dziękuję ślycznie :D!
Pszczółka Dżoana z małopolski
I śmieję się i oczy za mgłą – na przemian. Całus.
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki i Tobie też buziaki!