Powietrze pachnie himalajskim wiatrem, kadzidłem palonym w świątyniach i nadchodzącą burzą.
Zakochałam się w Tybetańczykach.
Mają w oczach spokój, mądrość i światło, a we włosach barwne kamienie, pióra i wolność. Ulice witają mnie roześmianym pozdrowieniem tashidele.
Wiem, że wolicie widzieć u mnie literki. Są jednak takie miejsca, którym najpiękniej towarzyszy cisza. Pozwólcie, że pokażę Wam kolory Tybetu.
Kangding to brama do świata tybetańskiego. Jest świetnym miejscem żeby rozpocząć poznawanie tej krainy oraz zacząć aklimatyzację przed wyprawą w wyższe partie gór.Wnętrze klasztoru buddyjskiego w Kangding.
Flagi modlitewne rozwieszane w ważnych lub widocznych miejscach. Poświęcone przez Lamę, mają zaprowadzić harmonię w energii pięciu elementów: wody, wiatru, ziemi, ognia i nieba, a ruszane przez wiatr – rozsiewać dobrą energię po okolicy.
Widok na Ganzi/GarzeWedług tradycji buddyjskiej, obracanie młynkiem modlitewnym, na którym wypisane są mantry, ma taki sam efekt, jak wypowiadanie ich, z tym że młynkiem można kręcić szybciej. Chyba że jest taki wielki, wówczas wprawienie go w ruch to nie lada wyzwanie.Harlejmnichowcy w Litang.Widok na miasteczko Garze
Jeżeli podobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeśli polecisz mojego bloga swoim znajomym.
Jeden Komentarz
Pingback: