
Kilometr 25 720: o ekstremistach i separatystach
Potężny, ogolony na łyso mężczyzna ze swastyką wytatuowaną na dłoni skinął głową i zaprosił mnie do środka.
Nad drzwiami do namiotu wisiało zdjęcie jego lidera i przewodnika duchowego, przez wielu uważanego za ekstremistę i separatystę o skłonnościach terrorystycznych. Takich jak on się przesiedla, ich zapędy dusi w zarodku, ich retoryki nie akceptuje. Lepiej żeby nie tworzyli większych ugrupowań.
W namiocie u buddyjskich mnichów przy gorącej herbacie przeczekaliśmy burzę, podjadając tsampę, placek z prażonej mąki, i słuchając przemówienia tego znanego nam wszystkim ekstremisty: Dalai Lamy, w Chinach persony bardzo mocno non grata.

Jak zwiedzić Tybet?
Tybet da się zobaczyć bez płacenia milionów złotych monet za wycieczkę zorganizowaną i bez chińskiego przewodnika patrzącego turyście na ręce. Wystarczy za cel podróży obrać tereny położone poza Tybetańskim Regionem Autonomicznym (TAR), warto mieć jednak na uwadze, że cały Tybet to strefa wrażliwa, która czasem bez ostrzeżenia zostaje zamknięta dla odwiedzających i bardzo często podlega nasilonym kontrolom policyjnym.
Co kilkadziesiąt kilometrów sprawdzano nasze paszporty, nierzadko zdarzało się, że urzędnik trzymał dokument do góry nogami, interesował się z sobie tylko znanych powodów wizą azerską, ale dzielnie fotografował. Raz po raz wyjaśnialiśmy, że w miejscu docelowym interesują nas tylko góry i piesze wycieczki, bowiem poznawanie Tybetańczyków i ich kultury nie jest mile widziane.
Czerwone flagi chińskie zasłaniają symbole Tybetu, napisy w przecudnym alfabecie przykryte są coraz częściej chińskimi neonami. W wioskach posterunki są rozlokowane gęściej niż restauracje, a przyjezdnych na dworcu autobusowym wita eskorta policyjna, która zaraz zaprowadzi nas do chińskiego, mało inspirującego hotelu i wynegocjuje cenę na miarę naszych możliwości.

Hola, jaki dworzec autobusowy?
Czyżby nasi autostopowicze się rozpieścili i przesiedli na transport publiczny?
No, owszem, chwilowo. Chiny oglądaliśmy z okien pociągów dla oszczędności czasu, a Tybet z okien autobusów dla oszczędzenia… Tybetańczyków. Im nie wolno gościć przybyszów z zagranicy, ani w domach, ani w hotelach, a najlepiej – ani w swoim samochodzie. Na własnej ziemi są traktowani jak obywatele drugiej kategorii i przyjmując gościnę można napytać biedy nie tyle sobie, co im.
Uprawiajmy autostop odpowiedzialny.
Na szczęście autobusy dały nam możliwość poznania historii Tybetu, dzięki projekcjom filmów z angielskimi napisami. Szczególnie przypadła mi do gustu pozycja „Love song of Kangding”, nieszczęśliwa historia miłości żołnierza Han i tybetańskiej niewolnicy o głosie anioła, przeplatana pieśniami, w których Tybetańczycy wyrażali swą głęboką wdzięczność:
„Dziękujemy wam za drogi, dziękujemy za cywilizację! Dziękujemy za naukę i waszą pomoc! Tybet dziękuje Partii Komunistycznej!”.









Skoro już wiesz, jak zwiedzić Tybet, zajrzyj tutaj po więcej tybetańskich zdjęć.
Jeżeli podobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeśli polecisz mojego bloga swoim znajomym.


8 komentarzy
Pingback:
Ewa Brańka
Jak tam pięknie…Ciejaczki 😀
Pingback:
Pingback:
Michał
Jak smakuje woda z solą i masłem :-P?
Hania, kierownik wycieczki
Nie wiem, nie próbowałam… za to herbata po pierwszych dwóch łykach zaczyna być w porządku, daje sporo energii i ma delikatny smak sezamu. Nie wiem, czy to dzięki soli, czy też jaki dają sezamowe masło 😉
Anna Relateka
To nie mój kierunek, ale zdjęcia są przepiękne!
Hania, kierownik wycieczki
Dziękuję! Wkrótce będą następne 🙂