5 sposobów na dogadanie się za granicą
Jak nam się to przytrafia, że co i rusz lądujemy w domu na irańskiej wsi, na herbacie w turkmeńskiej czaikhanie, na owcobiciu z kirgiską rodziną i na wódce z wietnamskimi kierowcami ciężarówek? Jak to się robi, żeby niczego nie planując i nie płacąc za zorganizowane zajęcia mieć najwięcej kontaktu z ludźmi, nauczyć się gotować od babci nieopłaconej przez biuro podróży i trafić do ulubionych miejscowych jadłodajni?
Jak się dogadać za granicą?
Proszę bardzo, oto pięć sprawdzonych sposobów na zjednanie sobie ludności autochtonicznej bez znajomości ich języka.
1. Uwaga, będzie eureka. Uśmiech.
Tylko w Europie (i w Stanach chyba. Ktoś potwierdzi?) uśmiechając się do przypadkowych ludzi na ulicy wychodzi się na kosmitę. Wczoraj zabrała nas na stopa kobieta, która przez lata pracowała jako nauczycielka w aborygeńskich społecznościach. Zapytałam, jak uczyła się ich kultury, jak udało jej się unikać wtop, w końcu Aborygeni mają tyle zasad, których potomkowie Europejczyków nie znają i nie rozumieją! Podała mi złotą zasadę, którą chyba nieświadomie się kierujemy już od dawna – siedź cicho i dużo się uśmiechaj. Amen.
2. Rób z siebie pajaca.
Nie bój się machać rękami, wygłupiać w pantomimie, wydawać odgłosy – rozśmieszysz swoich gospodarzy, docenią twoją otwartość i sami też się bardziej otworzą. Ulubiony przykład? Proszę, na tacy: kiedyś na odturystycznionych peryferiach Rzymu poszłam do spożywczaka, takiego z ladą i panem w białej czapeczce. Przygotowana zawczasu, wyrecytowałam: Due pane e un poco di mozzarella, per favore. Z bułkami poszło łatwo, ale pan, zachęcony moim nienagannym włoskim zaczął dopytywać o szczegóły dotyczące sera, w odpowiedzi otrzymując moją bardzo głupią minę. Nie dał się zbić z tropu! Pokazał palcem jeden ser i zamuuuczał. Pokazał na drugi i zameeeczał. Wskazał na trzeci, z podpisem „bufala”, zastanowił się chwilę, po czym przybrał bawolą postawę bojową i przy wszystkich klientach zaczął buczeć, ryczeć, chrząkać, niczym jeleń na rykowisku. Albo bawół, prawdopodobnie bawół.
3. Trochę researchu.
Sprawdź, które z powszechnie przez ciebie używanych gestów mogą mieć inne (często obraźliwe) znaczenie w kraju, do którego jedziesz. Klasyką gatunku jest nasze swojskie „chodź się napić”, w każdym innym kraju sugerujące, że rozmówcę planujemy skrócić o głowę. Albo takie niepozorne łapanie stopa za pomocą kciuka. Czy kciuk w górę może oznaczać coś złego? Ano, mogłaby być niezła wtopa… W Iranie to odpowiednik środkowego palca. No i wyobraź sobie, że stoi taka para z Polski z plecakami na poboczu i wymachuje do ludzi fuckami.
4. Kiedy ciężko idzie złapanie kontaktu z dorosłymi, warto spróbować z dziećmi.
Podobno jest łatwiej, chociaż w moim przypadku różnie bywa 😉 Dzieciaki rzadko mają obawy i uprzedzenia, a jak nieśmiała mama zobaczy, jak jej córki ochoczo plotą warkocze na takich śmiesznych blond włosach, wyrywając połowę z nich, sama się wyluzuje i przyjdzie na ratunek.
5. Pokaż zainteresowanie jedzeniem, kulturą, sportem.
Naucz się kilku piosenkarzy i sportowców, a kiedy przez przypadek entuzjastycznie rzucisz nazwiskiem siedmioligowego artysty z lokalnego odpowiednika Eurowizji, mina rozmówcy będzie bezcenna. A jeżeli ktoś zaprosi cię do domu, spróbuj wprosić się do kuchni i pomóc w gotowaniu. Obwąchaj wszystkie przyprawy, zapytaj, czy ten korzeń to do tej ryby i poproś o pomoc w trzymaniu pałeczek. Nieporadność obcokrajowca zawsze rozbraja gospodynię!
A co, jeżeli Ty się tak bardzo starasz, a ten lokals kompletnie nic nie kuma?
Nie frustruj się i nie naburmuszaj, bo ten ktoś właśnie poświęcił swój czas, żeby spróbować zajarzyć, co jakiś biały oszołom mu próbuje przekazać. No i tak na bardzo wszelki wypadek zainstaluj translator w telefonie.
Jakie Wy macie doświadczenia i sposoby na dogadanie się? Zarzućcie mnie pomysłami i anegdotami komunikacyjnymi!
Niezwykle przyjacielskie Uzbeczki
11 komentarzy
PsychoLogikaa
Dogadać się można z całą pewnością z każdym, nie znając nawet danego języka. Oczywiście mówimy tu głównie o takich sytuacjach codziennych, nie o wielogodzinnych konwersacjach. Bo z tym to raczej cudu nie będzie 😀 Ale odrobina chęci, luzu i translator mogą wiele zdziałać.
Kasia
Myślałam, że będzie tutaj coś w rodzaju jakiego języka się uczyć a tu miła niespodzianka! Wystarczy ruch ciała i podstawy języka ;))
blogierka
Pajacowanie i śmiech- tak, to zdecydowanie moje metody 😀
myslobook.pl
Anegdota z serem bezcenna 😀 Zgadzam się z Tobą w 100%! Szczególnie z punktem pierwszym 🙂
Konfabula
Ja to i w Polsce wolę czasem udawać pajaca lub kompletnego nooba w niektórych dziedzinach. Blond czupryna mi w tym mocno pomaga.
balkanyrudej
Generalnie mamy taką zasadę, że jeśli druga strona chce się dogadać, to choćbyśmy mieli porozumiewać się za pomocą znaków dymnych, to się jakoś porozumiemy. Czasami mieliśmy sytuacje, że mimo starań, nasz rozmówca nie chciał wykazać się choćby odrobiną inicjatywy i nas olewał. A czasami brak znajomości języka okazywała się nie być barierą i udawało się uzyskać jakąś informację, czy nawet pogadać o różnych rzeczach.
HomeMag Polska
Pierwsze słowo – zdanie którego się nauczyłem w Indonezji to es batu – kostki lodu 🙂
Hania, kierownik wycieczki
Produkt pierwszej potrzeby 🙂
Marcin
Czasem komunikacja jest bardzo mocno skorelowana z ilością promili we krwi, ale to z kolei wiąże się z pewnymi ryzykami. Sam pamiętam jak zaprzyjaźniłem się z pewnym anglikiem, by pod koniec imprezy wygłosić tyradę trwającą 30 minut, w której oskarżyłem cały naród w tym także jego oraz jego rodzinę o zdradę podczas II Wojny Światowej. Na całe szczęście alkohol dużo wybacza i rozstaliśmy się w pełni pogodzeni i w doskonałych humorach. Także ten… lepiej czasami faktycznie tylko siedzieć cicho i się uśmiechać i czasem machnąć ręką z uwagą na to co i jak się macha 😉
Hania, kierownik wycieczki
Marcin, wróciłeś! Już się bałam, że przedawkowałeś moją pisaninę przez święta 😉
Piękna historia i bardzo się cieszę, że z happy endem, bo mogło być różnie!
No ale nie da się zaprzeczyć, po paru kieliszkach wszyscy jesteśmy lingwistami 🙂
Marcin
Nie miałem wyjścia. Musiałem wrócić. Jak bym inaczej kalendarz precyzyjnie miał synchronizować, jak nie ma się do czego odnieść? A tak wiadomo, że jest czwartek 😀