Moje 34 przypałowe przyjemności
Guilty pleasures, czyli przypałowe przyjemności. Wiecie, te takie rzeczy, które bardzo chętnie robimy, ale na insta już byśmy się nimi raczej nie pochwalili.
Nie wierzę, że nie macie guilty pleasures, każdy ma. Oprócz Piotrka, bo Piotrek wolny czas spędza na słuchaniu podcastów o produktywnym zarządzaniu czasem, słucha Niny Simone na przemian z soundtrackiem z Braveheart’a i już nawet swoje umiarkowanie obciachowe ulubione śniadanie, jakim była bułka z pasztetem wymienił na sałatkę z awokado z pomidorem na listkach rukoli.
Na szczęście jako para doskonale wyrabiamy średnią dla rodziny wielodzietnej, bo moich przypałów udało mi się wyliczyć całe trzydzieści cztery i to nie jest przypadek, że właśnie dzisiaj się nimi z Wami podzielę, bo tyle samo akurat kończę lat, no i może z racji tego, że mam urodziny, to się trochę mniej będziecie ze mnie śmiać.
Dobra, urodzinowy walk of shame czas zacząć.
-
Top Model
Serio. Obejrzałam każdy odcinek każdego sezonu. Na internecie kradzionym z bibliotek i restauracji szybkiej obsługi oraz na niedostępnym poza Polską tvn player. Nie usnę, nie wiedząc, jak uczestnicy poradzili sobie z sesją na trampolinie i jak Olga zareagowała na kąśliwą uwagę Magdy.
-
Pudelek
Niech pierwszy rzuci patykiem ten, kto nie zagląda. (Nie, Piotrek, Ty nie rzucaj, bo za blisko siedzę i we mnie trafisz.)
-
Czytanie o Top Model na Pudelku.
Matko, teraz to mi już serio wstyd.
-
Regulowanie brwi trzy razy dziennie. Również cudzych.
Jeżeli w ostatnich sekundach przed wyjściem pędzę do łazienki to dlatego, że może ten ćwierćmilimetrowy włosek wyrósł na tyle, że już dam radę się go pozbyć. A jak rozmawiasz ze mną i masz nieokrzesane brwi, to jest jakieś 70% szans, że nie będę pamiętała z naszego spotkania nic poza tym.
-
Mleko skondensowane
Staram się tłumić tę potrzebę w zalążku, ale tak raz na rok wymagam niesłodzonego mleka skondensowanego w kartonie. Kupuję wtedy pół litra i wypijam od razu. Bez kawy.
-
Czytanie własnych tekstów
No, ja to się najgłośniej śmieję z własnych żartów. I jak ja bym chciała mieć więcej takich wiernych czytelników, jakimi sama dla siebie (z różnych adresów IP) jestem!
-
Muzyka z Pocahontas. I z Króla Lwa. I jeszcze Ace of Base.
Są na każdej mojej playliście. Jeżeli organizuję sylwestra, imprezę tematyczną albo wesele, ta muzyka się tam pojawi.
-
Śpiewanie pełnym głosem, kiedy prowadzę samochód.
A ja mam bardzo pełny głos. I nie zawsze domknięte szyby. Co śpiewam? A na przykład patrz punkt wyżej.
-
Despacito
Tak, jestem tą osobą, która prosi DJa o puszczenie Despacito na imprezie. Przepraszam, ja po prostu nie miałam radia ani internetu, kiedy ta piosenka przechodziła swoje pięć minut i nie zdążyła mi się znudzić aż do dzisiaj.
-
Wodzionka
Królowa zup. Dwie kromki suchego chleba, ząbek czosnku, vegeta i łyżeczka masła. Danie, które na Instagramie zrobiłoby furorę. Kiedyś przetestuję.
-
Testy osobowości
Z jakiegoś powodu czuję niezaspokojoną potrzebę odkrycia, jakie jest moje zwierzę duchowe (coś między koalą, maskonurem, a delfinem), którym z Friends’ów jestem (Rachel i Chandler, pół na pół) i jakim bym była kolorem, gdybym była kolorem (żółtym).
-
Shake waniliowy. Albo czekoladowy, nie wybrzydzam.
No i to jest ta uciecha, którą porzuciłam i to wcale nie dlatego, że taki shake zapewnia miesięczne zapotrzebowanie kaloryczne średniej wielkości nosorożca, ale dlatego, że nigdzie poza McDonaldem ich nie znalazłam… A McDonalda, musicie wiedzieć, radykalnie bojkotuję i korzystam wyłącznie w celach internetowo-toaletowych, toteż czekam niecierpliwie, aż ktoś inny zmałpuje ich shake’i…
-
Staniki
Potrafię spędzić pół dnia przeglądając ofertę internetowych sklepów bieliźnianych, czytając blogi o stanikach (są takie! Pozdrawiam Miski Dwie i Stanikomanię 😉), analizując nowe kolekcje i sprawdzając fora. Co dowcipne, w swojej szufladzie nie mam ani jednego biustonosza, który byłby cały czarny, biały lub beżowy.
-
Spanie z misiem
Jak tylko Piotrek wyjeżdża, śpię z misiem, tym samym od 33 lat. Nie zasnę bez obiektu do przytulania.
-
Jedzenie kanapki dookoła
To wygląda szczególnie zabawnie, jak kromka jest mocno obłożona i bez wsparcia skórek kompletnie mi się zapada w dłoni, w połowie lądując na talerzu, a w połowie poza.
-
Nie umiem trzymać sztućców.
Dobrze przeczytaliście, kończę 34 lata, a nie 3,4. Jeżeli sobie jakimś cudem nie przypomnę o istnieniu savoir vivre’u, chwytam łyżkę i widelec od góry zaciśniętą piąstką. Już bardziej szykownie wyglądam jedząc pałeczkami.
-
Robienie herbaty na zapas.
Obstawiam się czterema kubkami, żeby nie musieć sobie przerywać pracy. Albo serialu, serialu też nie lubię przerywać.
-
Filmy z Jennifer Aniston. Wszystkie.
No bo po prostu wiadomo, że to będzie lekka, cieplutka, podnosząca na duchu komedia romantyczna. Piotrek ogląda ze mną, ale chyba dlatego, że go zmuszam.
-
Sparzanie pomidorów.
Gdybym miała wybrać swojego drugiego w kolejności (po apfelmusie) najgorszego wroga, byłaby nim skórka z pomidora. Nie tknę nie obranej piętki pomidorowej, dostaję torsji na widok osoby jedzącej pomidora jak jabłko, a poza tym… po prostu bardzo lubię obierać pomidory 😀
-
Słuchanie ciszy.
Jak na miłośniczkę dobrej muzyki, zaskakująco często moim pierwszym wyborem jest cisza. Pewnie dlatego, że nie potrafię się skupić i wyłączyć słyszenia dźwięków. Autentycznie bolą mnie w uszy wszelkie chlipcząco-siorbiąco-mlaskające odgłosy jedzenia i krzyk dzieci, a jak śpię w nowym miejscu, to najpierw robię obchód mieszkania, czy gdzieś przypadkiem nie tyka jakiś zegar, który potem będę w środku nocy musiała rozwalić młotkiem.
-
Oglądanie tych samych seriali po kilka razy
Większość ulubionych seriali widziałam tak po dwa, trzy razy, a nawet nie policzę, ile razy zapętlałam wszystkie 10 sezonów Friends’ów. Wierzę głęboko, że nie był to czas zmarnowany i kiedyś wygram majątek na Trivii lub Wieczorze Quizowym o Przyjaciołach.
-
Ogórki małosolne
Myślicie, że potraficie czegoś zjeść dużo? Tego lata w niemal każdym odwiedzanym domu rodziny i przyjaciół czekał na mnie kilku-litrowy słój ogórków małosolnych. Każdy z nich zniknął najpóźniej następnego dnia.
-
Wylegiwanie się do oporu.
Odkładam wstanie w nieskończoność. Wszystko, co mogę zrobić rano nie wychodząc z łóżka – robię: prasówka, odpisanie na wiadomości, nauka włoskiego. I prawie zawsze na stoliku nocnym czeka herbata zaparzona poprzedniego dnia.
-
Próbowanie dziwnego jedzenia za granicą
Nie wyjeżdżam z kraju, nie poznawszy jego podstawowych dań i składników – to zacne założenie, ale u mnie nigdy się na tym nie kończy i nigdy nie uczę się na błędach. Smażony karaluch? Ile płacę? Stuletnie jajka? Proszę na wynos! Ciastko z pastą fasolową i sosem sojowym? Może kawałeczek. Aktualnie w szafce czeka na przyrost odwagi puszka surströmming, czyli szwedzkiego kiszonego śledzia, pieszczotliwie określanego najbardziej cuchnącym jedzeniem świata. Czy ktoś ma ochotę na degustację?
-
Wyłamywanie sobie palców
Robię to bezwiednie. Kiedy z kimś rozmawiam, opowiadam, zastanawiam się, wygłaszam prezentację, z moimi dłońmi zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Sięgam palcami do nadgarstka tej samej dłoni na wszelkie możliwe sposoby, zaplatam ośmiornice i koszyczki, naprawdę nie wiem, jak ktokolwiek może się skupić na tym, co mówię.
-
Ekstremalnie krótkie paznokcie
Obcinam paznokcie do długości, której nie słychać. Jeżeli ktoś z długimi paznokciami gra na pianinie, najpierw słyszę stukot paznokci, a dopiero potem muzykę. Jeżeli sama usłyszę swoje paznokcie, potrafię przerwać wszystko, co robię i iść je obciąć.
-
Żelki
No dobra, to już wszyscy wiedzą. Ale że samodzielnie podołałam kilogramowemu opakowaniu żelków w dwa dni, to nie przypuszczaliście, nie?
-
Kombinowanie podróżnicze
Ile ja mam naraz scenariuszy w głowie! Potrafię buszować po portalach żeglarskich będąc na pustyni, śledzić loty europejskie z Nowej Zelandii i planować siedem kolejnych wypraw w pierwszym roku trzyletniej podróży dookoła świata.
-
Ubrania-pluszaki
Jestem w stanie od stóp do głów ubrać się w pluszaki. Kapcie tygrysy, piżama jednorożec, nauszniki świnki – w tej materii nie istnieje dla mnie pojęcie „obciach”.
-
Barszczyk
To przeze mnie żadna para młoda po weselu nie dostaje na wynos resztek barszczu. Zawsze po oczepinach idę do kuchni i proszę o cały barszcz, jaki zostanie, i tylko raz nie podołałam. Na wigilii też mogę nie jeść niczego poza barszczem z uszkami.
-
Długaśne i wrzące kąpiele
To jest woda, która swą temperaturą ogrzewa lawę. I ja tak sobie w niej namakam, a wokół mnie piana i bąbelki.
-
Ulubiony drink
Kiedyś sobie wymyśliłam, że odnajdę swój drink. Taki, że wiecie – wejdę z gracją na imprezę, a barman zauważy mnie w już w drzwiach i od razu zacznie mieszać. Albo że na randce partner bez pytania zamówi za mnie z szarmanckim, nieco łobuzerskim spojrzeniem. Teraz już wiem, że żeby to nastąpiło, musiałabym zacząć chodzić z gracją, chodzić na imprezy i chodzić na randki (chociaż to ostatnie zamierzamy z Piotrkiem uskuteczniać! Podobno mieszkanie w domu, a nie namiocie sprzyja randkowaniu), ale drinka odnalazłam i jest nim Negroni. Chociaż najczęściej i tak zamawiam białe wino…
-
Wielkie kolorowe okulary przeciwsłoneczne.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okulary niewidoczne z kosmosu, no i bardzo chętnie adoptuję kolejne, liczne pary. Jednocześnie nie mogę dojrzeć do zakupu nowych okularów leczniczych, chociaż obecne służą mi od pierwszego roku studiów i, cóż, widać to po nich.
-
Zostawianie włączonego światła we wszystkich pomieszczeniach.
Ja wiem, że prąd i że nie eko, ale nie cierpię, jak jest ciemno. #DelegalizacjaCzasuZimowego.
Też macie swoje guilty pleasures?
Rety! Nie każcie mi tu samej siedzieć w tym konfesjonale, powiedzcie, że równie ochoczo robicie takie głupie rzeczy!
7 komentarzy
MagdaM
Ok, „dwójka” też jest super! Zapraszam na maraton, powiedz tylko kiedy
Ewa Brańka
Różnorodność sprawia, że świat jest ciekawy i piękny. Moje wstydki są całkowicie z innej planety i chyba głównie dotyczą ucieczki przed codziennością. Na ten przykład, jak już umieszczę gromadkę mą w samochodzie, to obchodzę go znacznie dłużej niż by to można za normalne uznać, coby się podelektować ciszą i spokojem, zanim wsiądę na fotel kierowcy. Albo udaję, że nie umiem zrobić przelewu, bo lubię nie musieć robić opłat. I potrafię się popłakać, jeśli ogórki, kiszone, albo małosolne nie są w słoiku, albo pudełku, tylko np w worku, bo nie dotykam śmierdzącego jedzenia. Ogórki, śledzie, to tłuste z zupki chińskiej, nie do przeskoczenia. Widelcem spoko, ręką nigdy. Wyobraź sobie jak szykuje śledzie na święta nożem i widelcem. Zawsze zakochuję się w bohaterze książki czy serialu, od Mcgyvera i Winetou do Jugheada z Riverdale. Normalnie przegrałam życie, jak się dowiedziałam, że to bliźniak z Nie ma to jak Hotel. No i chyba najgorsze: nie rozpoznaję twarzy, Udaję, ale nie rozpoznaję. Ciebie poznam na ulicy, Piotrka już nie. Najlepszego raz jeszcze
Hania, kierownik wycieczki
Cudne :* !!!
Z tym chodzeniem dookoła samochodu, to chyba więcej mam tak ma 😀 Tłuszcz z zupki chińskiej też zawsze wyrzucałam, żeby się nim nie uciaprać 😉
A z twarzami mnie totalnie zaskoczyłaś, bo to Ty pierwsza odkryłaś, że Fabiański wygląda podobnie do Piotrka ;D
MagdaM
Tnę na oko (podczas szycia, zwłaszcza zapasy na szwy…), służbową pocztę sprawdzam dwa razy dziennie i nałogowo oglądam Dirty dancing i Mamma mia, ale juz nie zmuszam do tego męża 😉
PS. Nie będę liczyć do 34, chociaż też powinnam 😉
Ściskam urodzinowo!
Hania, kierownik wycieczki
Na następny seans wbijam 😉 Ja z kolei uwielbiam Dirty Dancing 2, możemy zrobić maraton 😀
Katarzyna_Głos z podróży
Haha 😀 świetne! Niektóre nas łączą 😉
Hania, kierownik wycieczki
Dzięki 😀 Ale przyznać które, to się już nie przyznasz :P!