Kwarantanna, czyli urlop od ekstrawertyzmu
Wiecie co, jak wróciłam ostatecznie do Katowic we wrześniu po trzech latach to wypełniała mnie taka radość, tak totalnie czułam, że nigdzie z nich nie wyjadę przez kolejne kilka miesięcy. A jak w lutym wprowadziłam się po 3,5 roku do swojego ślicznego, kolorowego mieszkanka, to ja się w ogóle nie chciałam z niego ruszać, chciałam się bujać na hamaku, obstawić się kilkoma kubkami herbaty i napawać duszę spokojem i pluszem, który dostępny jest przecież tylko tutaj. Mało tego, po takim czasie ciągłego życia z ludźmi, innymi co kilka dni, i codziennego prowadzenia smalltalku, to ja nawet nie potrzebowałam się z nikim spotykać, taki sobie postanowiłam zrobić urlop od mojego ekstrawertyzmu.
Ten stan trwał do zeszłego tygodnia.
Przeżyjmy ten trudny czas razem (wirtualnie) i poanalizujmy te wszystkie swoje działania, które same nie mogą się zdecydować, czy są bardziej kreatywne, czy bardziej produktywne.
Kwarantanna, dzień zero:
O MATKO PRZECIEŻ JA NIE MAM INTERNETU W DOMU!
Ani biurka, biurka też nie mam… Mam za to piękny hamak i dwie śliczne pufy[1] z resztek gąbki i materiału po remoncie kanapy, czyli że powierzchnia biurowa idealna.
Kwarantanna, dzień pierwszy:
Jeżeli wyobrazicie sobie te trzy domki, które budowały świnki, no to okazało się, że wszystkie moje plany zawodowe były schowane w tym pierwszym ze słomy. Ale to nic nie szkodzi, przecież i tak kompletnie nie miałabym w tym tygodniu czasu pracować, bo właśnie na pełny etat odbieram telefony o tych wszystkich wizytach lekarskich, spotkaniach i prelekcjach, a potem jeszcze je wykreślam z kalendarza, więc sami rozumiecie – robota pali się w rękach.
Kwarantanna, dzień drugi:
Mieszkanie posprzątane po remoncie, kanapa zreperowana, okna umyte, zamontowany internet.
CZUJĘ SIĘ TAKA PRODUKTYWNA.
Kwarantanna, dzień trzeci:
Wspominałam, że zamontowany internet? No więc moja produktywność spadła.
Mama nieśmiało wspomniała, że jej się pokończyły leki. Piotrek w drodze z pracy zatrzymał się przy aptece, przez szybę poobserwował trzydziestoosobową prychająco-plująco-chrząkająco-kichającą kolejkę. Przypomniał mu się pobyt w Chinach, toteż westchnął z nostalgią, po czym odjechał.
Kwarantanna, dzień czwarty:
Chciałam formalnie podziękować swojej twarzy, że wysypała mnie pryszczami akurat jak się nie wychodzi z domu.
OMG, czy ja właśnie zapowiedziałam live’a na czwartek (Zapisz się tu: KLIK!)?! Hmm, to chyba jest dobry dzień na nałożenie na siebie wszystkich maseczek po kolei.
Kwarantanna, dzień piąty:
Piotrek przyniósł z piwnicy 30kg ziemi i 10 glinianych doniczek. Tak, wiem, bardzo subtelna sugestia. W pierwszej kolejności postanowiłam wykorzystać te niczym nieokiełznane pokłady kreatywności, z którymi się tego ranka obudziłam i doniczki pomalować. Zaczęłam strategicznie od położenia jasnego podkładu. Przy trzeciej doniczce przypomniałam sobie, że nie umiem malować. Oprócz tego jeszcze nie lubię malować.
Reszta dnia upłynęła na sadzeniu cytryn i awokado do niepomalowanych doniczek oraz uczeniu się Despacito na pianinie. Ciekawe, czy sąsiedzi mają home office?
Kwarantanna, dzień szósty:
Omotawszy się na wszelkie sposoby, wybrałam się dzisiaj stoczyć heroiczną walkę o chleb i pomidory, i jeszcze wysłać polecony. No i najpierw musiałam wrócić do domu po portfel, a potem jeszcze drugi raz po list.
Mój mózg ewidentnie wysyła sygnały podprogowe, że powinnam się więcej ruszać.
PS: Tak, sąsiedzi mają home office.
Kwarantanna, dzień siódmy:
Firma kurierska wzięła sobie do serca obsługę bezkontaktową. Kurier zadzwonił, porzucił paczkę pod klatką i zanim zeszłam na dół, kurz po nim już opadł. A jeżeli zastanawiacie się, jak wniosłam biurko na czwarte piętro bez windy, to tak:
Jak już się wczołgałam do domu i wyszorowałam ręce aż po łokcie śpiewając trzykrotnie Białą Armię, to poczułam, że mogę wszystko i w przypływie odwagi sprawdziłam statystyki bloga.
Nie powinnam tego była robić bez zapasu wina i czekolady.
Helpunku.
Piszcie mi tu, co robicie, bo jak nie znajdę satysfakcjonujących pomysłów na zajęcia, to będę musiała wrócić do malowania doniczek i grania na pianinie, a nie na tym polega odpowiedzialność społeczna.
[1] O nie! Właśnie się dowiedziałam, że poprawna forma to ten puf a nie ta pufa! Dzięki mamo, zniszczyłaś mi dzień. Jestem zdruzgotana i kategorycznie odmawiam stosowania się.
9 komentarzy
Katarzyna Hryniewicz
Wspaniale i z lekkością czytałam Twój artykuł. Super jest czasem zmienić otoczenie i ludzi. Jak introwertyczka cenię sobie takie chwile i wiem, że to minie bardzo szybko. Co robię? Tańczę na bosaka, gotuję, bawię się z psiakiem, moja łazienka to domowe spa, czytam i uczę się smakowitych rzeczy na kursach online. Nawet jak się nudzę, to się nie nudzę 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Hania, kierownik wycieczki
Jakie to piękne i inspirujące, zaraz idę tańczyć!
I dziękuję za taaakie miłe słowa 🙂
Globfoterka
Śmiechłam :P. U nas też kurier ledwo się pojawił i zaraz zniknął. Walkę w aptece dopiero będę musiała stoczyć… Do tej pory tylko z balkonu patrzyłam na tych biedaków, którzy kłębili się wokół apteki i poczty myśląc sobie „Jak dobrze, że nie muszę stać w tej kolejce”. Zobaczymy jak mi dzisiaj pójdzie.
Hania, kierownik wycieczki
POWODZENIA!
Update: Małż zdobył się na odwagę i poszedł dzisiaj do tej apteki. Pan w kolejce za nim mu niemal chuchał na szyję, a jak Piotrek poprosił o zachowanie dystansu, to pan nakrzyczał, że jest niegrzeczny. W życiu nie widziałam, żeby się tak dokładnie szorował po przyjściu do domu ;D
KOCHAM LUDZI!
Madka roku
Ten puf brzmi okropnie, odmawiam uznania tego faktu 🙂 moje poziomy kreatywności się wyczerpały około 3 dnia kwarantanny. Teraz próbuje tylko przetrwać i za pewn8c jakieś rozrywki trójce dzieci, żeby domu nie rozniosły z nudów.
Hania, kierownik wycieczki
Łorety, nie żebym miała doświadczenie w temacie, ale obstawiam, że trójka dzieciaków wyrabia Twoją normę na kreatywność. POWODZENIA, PRZETRWAJ!!!
MagdaM
Tulę, ściskam, wysyłam pozytywne wibracje! A co do kwarantanny, cóż…szyję z resztek, próbuje pracować i planuje rodzinne spotkanie, jak już będzie po…
Marek
A ja, ze jestem introwertykiem, zmiany praktycznie nie odczuwam 🙂 Widzę ją natomiast wokół.
Hania, kierownik wycieczki
Marek, powiedz jeszcze, że pracujecie ZDALNIE!