Kilometr 6575: o nauce rosyjskiego i złotych zębach
Komunikacja w Azerbejdżanie?
Naucz się rosyjskiego. Naprawdę, przynajmniej trochę.
Ludziom, którzy znają ten język wydaje się on tak popularny i uniwersalny, że nie starają się za bardzo używać innych środków komunikacji, jak np. rąk. Na szczęście, dla kogoś, kto włada inną mową słowiańską, podstawy rosyjskiego nie są aż takie strasznie trudne. W pierwszych dniach podróży po Gruzji mocno rozczarowywałam każdego, kto pytał (a prawie każdy pytał), mówiąc, że nie rozumiem po rosyjsku. W drugim tygodniu mogłam już śmiało odpowiadać – ciut ciut, czyli że trochę tam rozumiem, bo polski jest podobny. Po trzech tygodniach w Gruzji i dwóch w Azerbejdżanie jestem w stanie prowadzić średnio zaawansowaną konwersację przez większość wieczoru.
W tym tempie, do Kirgistanu powinnam już czytać Dostojewskiego w oryginale.
Siedzimy przy kolacji z naszymi gospodarzami, jedząc zupę, która zawiera w sobie każdy znany ludzkości węglowodan: w środku pływają ziemniaki, ryż, makaron i kasza jęczmienna, całość pogryza się chlebem. Z Elcinem, panem domu, dogadujemy się bez trudu. Zrozumienie jego żony sprawia nam nieco problemów, ale powód jest mało lingwistyczny. Ewidentnie w Azerbejdżanie przykłada się niewielką wagę do stanu uzębienia, wiele osób pozbywa się znacznej części zębów jeszcze przed 30-tką. Ci, których na to stać pobłyskują złotym uśmiechem, pozostali bardzo mocno seplenią.
Nagle gaśnie światło.
Liczne przerwy w dostawie mediów w Gruzji nauczyły nas cierpliwości. Sięgnęliśmy po latarki, a tu nagle Elcin wyciąga z portfela kartę i światło znowu jest. Piękne w swojej prostocie – woda, gaz i prąd na kartę prepaid! Oto jak można się rozprawić z długiem publicznym.